Przed godziną 18 nad stadionem przeszła burza. W kilkanaście minut boisko zostało zalane. Ogromne kałuże utworzyły się pod bramkami. Niewiele lepiej było w innych sektorach murawy. Gdy kilka minut po planowanym terminem rozpoczęcia gry sędzia Paweł Raczkowski wyszedł z piłką sprawdzić stan murawy, okazało się, że ta w wielu miejscach nawet nie odbija się od podłoża. Arbiter podjął decyzję o przesunięciu początku spotkania na godz. 18.45, a kwadrans wcześniej ponownie skontrolował stan murawy, na której służby porządkowe usuwały wodę. Pracę utrudniał im padający wciąż deszcz. Ostatecznie mecz się rozpoczął, ale ze sporym opóźnieniem. W pierwszej połowie na boisku rządził przypadek. Zawodnicy obu drużyn zamiast na konstruowaniu akcji musieli się skupiać na utrzymywaniu równowagi i próbach opanowania piłki, która albo niespodziewanie dostawała poślizgu, albo zatrzymywała się w wodzie. W takich warunkach żadna z drużyn nie stworzyła większego zagrożenia pod bramką przeciwnika. Po zmianie stron gra toczyła się w nieco lepszych warunkach. Przestał padać deszcz, co przyspieszyło osuszanie boiska przez drenaż. W przerwie służby porządkowe usunęły też część wody tworzącej kałuże pod bramkami. Również w przerwie trener PGE GKS Kamil Kiereś zdecydował się dokonać zmiany w składzie i ustawieniu swojego zespołu. Napastnika Bartłomieja Bartosiaka zastąpił defensywny pomocnik Patryk Rachwał, a do ataku został przesunięty Szymon Sawala, który w 55. minucie wpisał się na listę strzelców. Sfinalizował on głową doskonałą akcję Łukasza Madeja, który uciekł rywalom lewą stroną boiska i sprzed linii końcowej dokładnie dośrodkował przed bramkę Jagiellonii. W doliczonym czasie gry gospodarze stracili pewne wydawałoby się zwycięstwo. Jagiellonia doprowadziła do remisu pa akcji dwóch rezerwowych, którzy na boisku pojawili się kilka minut przed końcem regulaminowego czasu gry. Po dośrodkowaniu Adama Dźwigały błąd popełnił Emilijus Zubas nie trafił w piłkę, ta spadła przed biegnącymi do niej Raulem Gonzalezem i Euzebiuszem Smolarkiem. Obrońca gospodarzy przewrócił się, a Smolarek zatrzymał się w błocie, dzięki czemu chwilę później bez problemów z bliska strzelił do pustej bramki i ustalił wynik na 1-1.Piłkarze i kibice gospodarzy zamarli, bo ten gol może pozbawić ich możliwości gry w Ekstraklasie w kolejnym sezonie. Bełchatów spadł na ostatnie miejsce, ale wciąż może się utrzymać. Ostateczne rozstrzygnięcia zapadną w niedzielę. PGE GKS Bełchatów - Jagiellonia Białystok 1-1 (0-0) Bramki: 1-0 Szymon Sawala (55-głową), 1-1 Euzebiusz Smolarek (90+1). Żółte kartki - PGE GKS Bełchatów: Patryk Rachwał, Szymon Sawala. Jagiellonia Białystok: Maciej Gajos. Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa). Widzów 2800. Zobacz zapis relacji z meczu PGE GKS Bełchatów - Jagiellonia Białystok Bełchatów - Jagiellonia - relacja dla urządzeń mobilnych Ekstraklasa: Sprawdź pozostałe wyniki i tabelę Po meczu powiedzieli: Tomasz Hajto (trener Jagiellonii Białystok): "Powiedzieliśmy sobie przed tym meczem, że pięć kolejnych porażek to za dużo i obiecaliśmy sobie, że do końca będziemy walczyli o każdy punkt. Do Bełchatowa przyjechaliśmy dwa dni wcześniej, bo chcieliśmy zapewnić sobie utrzymanie na boisku, a nie przez to, że Polonia Warszawa nie dostała licencji. Z determinacją walczyliśmy o korzystny wynik, ale z pewnością boli to, że straciliśmy gola po jednej udanej akcji gospodarzy. Mówiliśmy sobie, że musimy wszyscy zaangażować się w obronie, a po jednej wrzutce straciliśmy gola popełniając fatalny błąd, bo w świetle bramki nie było naszego zawodnika. Generalnie w tych trudnych warunkach naszą grę w obronie można jednak pozytywnie ocenić. Mam nadzieję, że w ostatniej kolejce uda nam się zagrać na zero z tyłu". Kamil Kiereś (trener PGE GKS Bełchatów): "Przede wszystkim na początek potężne emocje. Potężna złość. Sami możemy mieć jednak do siebie pretensje o to, że nie utrzymaliśmy prowadzenia i nie wygraliśmy tego meczu. Przy zwycięstwie to my decydowalibyśmy o tym, czy utrzymamy się w lidze. Teraz musimy patrzeć na wyniki innych spotkań. Nie chcę w tej chwili opowiadać bajek, bo nasze szanse na utrzymanie są iluzoryczne. Wiem, że teraz będzie moment, w którym pojawi się niewiara w to, że uda nam się to zrobić. Podobnie było na początku rundy, gdy byliśmy sami z tą wiarą. Po kolejnych zwycięstwach coraz więcej osób w to wierzyło, ale teraz znów pewnie zostaniemy sami. Nie pozostaje nam jednak nic innego, jak walczyć do końca. Jeżeli chodzi o sam mecz, to z pewnością warunki, które dzisiaj na boisku zobaczyliśmy, nie były sprzyjające naszej grze. Mimo wszystko jakoś sobie jednak poradziliśmy. Po raz pierwszy spotkałem się jednak z taką sytuacją, że zespół gotowy do gry musiał tyle cze kać na jej rozpoczęcie. W tym czasie docierały do zawodników informacje o wyniku Podbeskidzia. To nie był łatwy moment. Szczerze mówiąc, myślałem, że w takiej sytuacji wszystkie mecze będą opóźnione i rozpoczną się o tej samej godzinie. Stało się inaczej. Jak już jednak powiedziałem, sami jesteśmy sobie winni, że nie wygraliśmy tego meczu".