Rywalizacja między łódzkimi drużynami na dobre rozpoczęła się w 1975 roku. Mecze derbowe były oczywiście wcześniej, ale to wtedy Widzew wrócił do pierwszej ligi (obecnie ekstraklasa) po przerwie trwającej 27 lat i szybko wywalczył więcej sukcesów niż rywal. Klub ze wschodniej części Łodzi opierał się m. in. na zawodnikach niechcianych w ŁKS. W historii nie było wielu bezpośrednich transferów między klubami, ale przechodzili zawodnicy o uznanych nazwiskach. To wspomniany Marek Dziuba, czyli brązowy medalista mistrzostw świata (53 mecze w reprezentacji), Andrzej Woźniak (20), czyli "książę Paryża", Zbigniew Wyciszkiewicz (3; mistrz Polski z obiema drużynami) czy mistrz Europy do lat 16 Maciej Terlecki, syn Stanisława (29 występów w kadrze). Na taki krok zdecydował się też Dariusz Podolski. Przez lata był związany z ŁKS. Do tego klubu trafił w 1986 roku i spędził w nim osiem lat z przerwą na służbę wojskową w Zawiszy Bydgoszcz. We wrześniu 1989 roku strzelił gola w derbach Łodzi, które zakończyły się 1:1. W 1994 roku razem z Woźniakiem postanowił przenieść się do Widzewa. Dla bramkarza był to powrót, bo w tym klubie był w latach 1984-88, ale w pierwszej lidze nie zadebiutował. To stało się dopiero w ŁKS. Powrót Woźniaka szokiem nie był, ale decyzja Podolskiego zaskoczyła nie tylko kolegów z drużyny, ale także kibiców ŁKS. Wydawało się bowiem, że rosły pomocnik o pseudonimie "Camel" dysponujący bardzo silnym strzałem, jest mocno związany z klubem z al. Unii. - Darek zawsze chciał przypodobać się kibicom ŁKS. Całował herb, mówił, że tylko ŁKS, żaden inny klub się nie liczy i będzie tu grał do śmierci - wspomina Marek Chojnacki, który w biało-czerwono-białych barwach rozegrał 452 mecze na poziomie ekstraklasy. - I nagle odchodzi do największego rywala. I tam też od początku próbował przypodobać się kibicom, a wiadomo jak wyglądają relacje w Łodzi między fanami. Jakaś klepka mu się wtedy chyba odkleiła. Kibice ŁKS mieli o to wielki pretensje. Podolski miał za sobą świetny sezon - 34 mecze i 10 goli. W Widzewie liczono, że pomoże zespołowi. - Mieliśmy wtedy młodą drużynę i takie doświadczenie, jakie wnieśli Podolski i Woźniak było dla nas bezcenne. Obaj na boisku bardzo nam wtedy pomogli - przyznaje Sławomir Gula, wychowanek Widzewa i mistrz Polski z 1996 roku. "Tu jest Widzew, a nie ŁKS. Sami sobie chodzimy po piłkę" Podolski rzeczywiście miał udany sezon - jak na pomocnika - 31 meczów i siedem goli. Jednak nie mógł odnaleźć się w drużynie. - Początki miał trudne, bo zaledwie w maju podczas derbów Łodzi zachowywał się bardzo nieelegancko wobec nas i to mu pamiętaliśmy - wspomina Gula. W trakcie wspomnianego meczu Podolski umyślnie przeszedł korkami po rękach Wojciecha Małochy. Po przyjściu do Widzewa też chciał wodzić rej w zespole i próbował się popisywać. Szybko został sprowadzony na ziemię. Na treningach wybiegał kilka dobrych metrów przed grupę biegających dookoła boiska piłkarzy. Potem widzewiacy specjalnie przypisywali go do grupy znanego z żelaznych płuc Wyciszkiewicza (po zakończeniu kariery biegał maratony), który niejednemu potrafił "obrzydzić" bieganie. A gdy Podolski nie trafił w bramkę i kazał po piłkę biec młodemu zawodnikowi od Tomasza Łapińskiego, kapitana drużyny usłyszał: "Tu jest Widzew, a nie ŁKS. Sami sobie chodzimy po piłkę". Piłkarzem Widzewa został w lipcu, a już we wrześniu rozegrano derby Łodzi i to na stadionie ŁKS. Gospodarze objęli szybko prowadzenie - w 7 minucie trafił Jacek Płuciennik, ale za chwilę był rzut karny dla gości. Piłkę wziął Podolski i z jedenastu metrów wyrównał. Kibice ŁKS byli czerwoni ze złości, tym bardziej że Widzew wygrał spotkanie 4:2. - Piłka nożna to praca i nikt nie może się jej zabronić. Jeśli jednak sam deklarujesz, że nie zagrasz w innym klubie, to po prostu tego nie robisz. Jako zawodnik takimi słowami bierzesz na siebie odpowiedzialność - uważa Jacek Ziober, wychowanek ŁKS. - A trzeba wziąć pod uwagę zacietrzewienie kibiców, którzy są pamiętliwi. Podolskiego nie akceptowała drużyna Mimo bardzo dobrego sezonu, w kolejnym - mistrzowskim dla Widzewa - Podolski zagrał tylko rundę. Odszedł do drugoligowej Petrochemii Płock, z którą wywalczył awans. Potem występował jeszcze w drużynach z regionu łódzkiego - Ceramice Opoczno, Unii Skierniewice, Turze Turek, Bzurze Ozorków. Rundę spędził w izraelskim Hapoelu Bet Szean, a karierę zakończył w wieku 41 lat w MGKS Lubraniec we włocławskiej okręgówce. W ekstraklasie rozegrał 228 spotkań. Nasi rozmówcy przyznają też, że Podolskiemu nie pomagał charakter i po odejściu do Widzewa, trudno mu było o kolegów z czasów ŁKS. - Miał specyficzny sposób bycia. Nie akceptowała go drużyna. Jak była na coś zbiórka w szatni, to Darek często nie brał w tym udziału - wspomina Chojnacki. - Powiem nieco obrazowo: jeżeli jedziesz zagranicę i nie nauczysz się języka, to jesteś w szatni niemy i przegrany. Trzeba umieć dostosować się w gronie ludzi - dodaje Ziober. Kiedy udało nam się skontaktować z Podolskim i przedstawić, a także powiedzieć, że chcemy porozmawiać o derbach Łodzi, bo strzelał gole dla ŁKS, a potem dla Widzewa, wycedził: - Decyzja o transferze zniszczyła mi życie. Nie chcę o tym w ogóle rozmawiać - stwierdził. Po zakończeniu kariery Podolski mierzył się z różnymi problemami, w tym też zdrowotnymi. Dostał pomoc w Łodzi - został zatrudniony w Miejskim Ośrodku Sportu i Rekreacji. Wcześniej władze wyciągały rękę do innych byłych piłkarzy np. wspomnianych Marka Dziuby czy Stanisława Terleckiego. - Nie był lubiany w Widzewie, kiedyś z trudem go rozpoznałem. Życzę jednak, by mu się wiodło - kończy Gula. Andrzej Klemba