Stawka 70. derbów Łodzi była ogromna. W obu klubach liczono na przerwanie fatalnej passy. ŁKS nie wygrał od 182 dni, a Widzew przegrał cztery spotkania z rzędu. Dla ełkaesiaków była to właściwie ostatnia szansa, by zacząć odbijać się od dna. Dla Widzewa to była okazja, by złapać nieco oddechu i zrównać się punktami z dziesiątą w tabeli Cracovią. No i niemal zdegradować lokalnego rywala - statystycy już wyliczają szanse ŁKS na spadek na poziomie 98 procent. Trener Myśliwiec nie wahał się i do podstawowego składu wstawił dopiero co zakontraktowanego Rafała Gikiewicza. Nic dziwnego, bo 37-letni bramkarz ma mnóstwo doświadczenia i do rozwiązania kontraktu z Ankaragucu na początku lutego cały czas był w treningu. Szkoleniowiec ŁKS za to postawił w bramce 17 lat młodszego Aleksandra Bobka (tydzień temu nie grał z powodu urazu), który jest nadzieją polskiej piłki. Debiutował też Riza Durmisi. Zdawało się, że trener Stokowiec rzucił na boisko to, co miał najlepszego. Derby Łodzi. Mnóstwo walki, mało piłki Bartłomiej Pawłowski, kapitan Widzewa przewidywał, że gospodarze od początku spróbują zaatakować i mocno wywrzeć presję, ale goście się nie dali. Odepchnęli rywali od swojego pola karnego i próbowali stwarzać okazje. ŁKS się odgryzł, przeprowadził dobrą akcję, ale Mateusz Żyro skutecznie interweniował. Po kwadransie lepiej zaczął sobie radzić Widzew, jednak wciąż nie było nawet niecelnych strzałów. W 25. minucie po rzucie rożnym i interwencji Gikiewicza urazu doznał Husein Balic i na boisko wrócił z opatrunkiem na głowie. Po chwili ełkaesiacy przeprowadzili najgroźniejszą akcję, ale znów górą defensywa. ŁKS szukał szansy w kontrataku, Widzew budował akcje. Po szybkim ataku Fran Alvarez ratował się faulem i dostał żółtą kartkę. W odpowiedzi pod dośrodkowaniu Fabio Nunesa za bardzo pod piłką był Pawłowski i uderzył głową nad bramką. Jeszcze przed przerwą goście wpadli w spore tarapaty, bo z powodu kontuzji z boiska zszedł "mózg zespołu" Marek Hanousek. Derby Łodzi - strzał niecelny, słupek i gol Drugą połowę lepiej rozpoczął Widzew. Najpierw groźnie z rzutu wolnego strzelił Pawłowski. Za chwilę lepiej uderzył Fran Alvarez, ale wciąż za mało precyzyjnie, bo piłka odbiła się od słupka i wyleciała za boisko. To podziałało na ŁKS, który przeprowadził kilka groźnych akcji. Nic z nich nie wyszło i cios zadał Widzew. Z prawej strony świetnie dośrodkował Alavarez, niewidoczny do tej pory Jordi Sanchez wyskoczył wyżej do Rahiła Mammadowa i dokładnym strzałem głową dał gościom prowadzenie. Hiszpan z radości wskoczył na siatkę oddzielającą boisko od sektora z kibicami swojego zespołu. Stokowiec zrobił dwie zmiany, ale jego zawodnicy nie potrafili przedrzeć się przez obronę rywali. To widzewiacy wciąż tworzyli groźniejsze akcja, jak m. in. mocny strzał Alvareza, ale niecelny. W 70. minucie sędzia Szymon Marciniak przerwał mecz z powodu zadymienia stadionu. Za chwilę w ślady kibiców Widzewa poszli fani ŁKS i znów arbiter zarządził pauzę. To jednak widzewiacy potwierdzili, że są lepsi. W drugiej minucie doliczonego czasu podał Klimek, pierwszy strzał Fabio Nunesa został zablokowany, ale poprawka była bezbłędna. 2:0 i koniec marzeń ŁKS.