Przypomnijmy fakty - w ubiegłym tygodniu Komisja Odwoławcza ogłosiła, że podjęła ostateczną decyzję o odmowie licencji ŁKS-owi. W mediach - co zrozumiałe - zawrzało. "Rycerze Wiosny", którzy byli postrachem całej ligi i zakończyli ją na siódmym miejscu. Ekstraklasa S.A. zweryfikowała tabelę i przesunęła łodzian na ostatnie miejsce. Zamieszanie zrobiło się ogromne. Cracovia chciała rozpuścić zespół na urlopy, by po nich przygotowywać się do startu w 1. lidze. Zaświeciło się jej światełko w tunelu. W podsumowaniu sezonu "Pasów" Rafał Walerowski zauważył trafnie: Kibiców Cracovii czeka teraz kilka dni niepewności i modlitwy o to, żeby oznaczające nadzieję światełko w tunelu nie okazało się nadjeżdżającym pociągiem <a href="http://sport.interia.pl/pilka-nozna/wiadomosci/cracovia/news/cracovia-puchary-i-spadek,1316346,4647">TU ZNAJDZIESZ CAŁY TEKST!</a>. Zamęt powstał w Arce, która w wersji "ekstraklasa bez ŁKS-u" jest wolna od barażów. - Widząc cały zamęt i tak trenujemy - zapewniał nSport prezes Arki Piotr Burlikowski. Dobrze poinformowani twierdzą, że do akcji "ratowanie ligi dla ŁKS-u" włączyli się politycy na czele z ministrem Drzewieckim (łodzianinem). Drzewiecki miał zadzwonić do prezesa Laty, zapytać, czy da się coś w tej sprawie zrobić, a Lato chce pokazać, że nie ignoruje ministra, z którym jeszcze niedawno toczył wojnę (po wprowadzeniu kuratora na ulicę Miodową). Efekty? Zbiera się zarząd PZPN i nakazuje Komisji Odwoławczej ponownie rozpatrzyć sprawę licencji dla ŁKS-u. Już wiadomo, że decyzja nazwana "ostateczną" przestała taką być. Wyznaczono nawet na czwartek spotkanie członków KO. Wytłumaczenie dla całego zamieszania - logiczne, a jakże - znalazł członek zarządu PZPN, a także szef Łódzkiego Związku Piłki Nożnej Edward Potok: w sprawie zaistniały tak zwane "nowe okoliczności", a także w klubie zmieniły się władze i - najważniejsze - "sytuacja finansowa ŁKS-u jest najlepsza od trzech lat". O tym, że z finansami jest coraz lepiej przy al. Unii Lubelskiej przekonuje też Dariusz Cychol, który zapewnił, że zaległości wobec piłkarzy zostały uregulowane, lub zostaną lada dzień. Nie ma się co dziwić, że tak mówi. Nie na darmo pełni funkcję dyrektora PR ŁKS-u. Bardziej wiarygodnie brzmiałby w tej sytuacji Marcin Adamski albo jakiś inny futbolista, który niedawno strajkował i narzekał na zaległości. Cychol kłopoty zasłużonego klubu zrzucił na barki Poczty Polskiej, która miała zagubić, czy też nie dostarczyć w terminie dokumentów. Poleganie na jakimkolwiek doręczycielu w awaryjnej sytuacji (żółta kartka już była przy pierwszym rozdaniu licencji) to cokolwiek karkołomna sprawa. W takiej sytuacji dokumenty trzeba dostarczyć osobiście, nawet w zębach. W końcu z Łodzi do Warszawy nie jest tak daleko. Byłem od początku przekonany, że nie tylko ŁKS, ale żaden polski klub nie spadnie z ligi z przyczyn formalno-prawnych. Do takiej konsekwencji w przestrzeganiu prawa i przepisów polski futbol jeszcze nie dojrzał. Zresztą co by powiedzieli fani ŁKS, że ich wyrzuca się z ligi, a lokalnemu rywalowi - Widzewowi darowało się akty korupcyjne i nikt się pod ziemię nie zapadł. W boksie skrót KO oznacza przegraną po nockaucie. Tym razem pod postacią KO (Komisja Odwoławcza) mamy kolejną, autodestrukcyjną próbę znokautowania zdrowego rozsądku w polskiej piłce nożnej. Motto prezesa Potoka: "Nie będzie nacisków nacisków na Komisję Odwoławczą". Poczekajmy do czwartku. <a href="http://sport.interia.pl/pilka-nozna/ekstraklasa/news/ciagna-lks-za-uszy,1316975">Ciągną ŁKS za uszy</a>