5100 kibiców na trybunie przy al. Unii (stadion jest w budowie) obejrzało spore męczarnie ełkaesiaków w meczu z beniaminkiem pierwszej ligi. Skra nawet prowadziła, ale łodzianie strzelili trzy bramki. W końcówce goście jeszcze zdobyli gola i emocje były do końca. Skończyło się dobrze dla gospodarzy. - Jesteśmy zadowoleni z tego, że wygraliśmy, bo to było najważniejsze. Na pewno w Tychach rozegraliśmy lepszy mecz. Nie czułem, żebyśmy dzisiaj mieli to spotkanie pod kontrolą. Dużo możemy jeszcze poprawić - stwierdził trener Vicuna. Jakub Dziółka, szkoleniowiec Skry żałował, że nie udało się wywalczyć choćby remisu. Po dwóch kolejkach zespół z Częstochowy ma zero punktów. - Po raz drugi płacimy frycowe i nie wygrywamy, chociaż strzeliliśmy dwie bramki. ŁKS dysponuje dużym potencjałem, co w połączeniu z błędami własnymi sprawiło, że nie udało się nam tutaj nawet zremisować - przyznał. Łodzianie nie tylko popełniali błędy w obronie, ale, pomimo zdobycia trzech goli, nie pokazali odpowiedniej jakości w ataku. Z graczy ofensywnych na wyróżnienie zasługuje właściwie jedynie Pirulo. Miał udział w każdej bramce. Pierwszego gola od przyjścia do ŁKS zdobył Stipe Jurić. - W pierwszej połowie graliśmy za wolno. Czegoś nam brakowało. Nastawienie było dobre, więc nie w tym był problem. To dopiero druga kolejka i dużo pracy przed nami. Reakcja zespołu po przerwie była dobra, ale nie możemy pozwolić sobie na stratę takiej drugiej bramki - mówi Vicuna. - Nie lubię mówić indywidualnie o piłkarzach, ale na pewno Stipe potrzebuje jeszcze czasu i ta bramka mu pomoże. Mikkel Rygaard jest dobrym i ważnym dla nas piłkarzem. On z kolei potrzebuje więcej pewności siebie. Po dwóch kolejkach ŁKS z czterema punktami jest na czwartym miejscu w pierwszej lidze. AK