Przy al. Unii chcieliby jak najszybciej zapomnieć o 2021 roku. Poprzedni sezon zakończył się katastrofą sportową - brakiem awansu do ekstraklasy. Po jesieni, choć wielu fachowców zapowiadało, że ŁKS będzie kandydatem do awansu, zespół jest dopiero na dziewiątym miejscu. Kłopoty finansowe ŁKS W międzyczasie na jaw wyszły problemy organizacyjne klubu. Były one spowodowane głównie przez brak awansu do ekstraklasy. Zimą ŁKS ściągnął drogich piłkarzy jak Ricardinho czy Mikkel Rygaard. Ryzyko się nie opłaciło, bo pozostał w pierwszej lidze i po prostu zabrakło pieniędzy na kontrakty. Z powodu zaległości finansowych kilku zawodników złożyło wnioski o rozwiązanie kontraktów, a PZPN z winy ŁKS rozwiązał umowę z Mikkelem Rygaardem. I teraz łódzki klub wypłaca mu co miesiąc pensje, a zawodnika nie ma. Jeden nieudany mecz zespół ŁKS cały rok - To był rok bardzo trudny dla ŁKS. Z przyczyn organizacyjnych i finansowych, ale najbardziej boli to, że ze względów sportowych. Okazało się, że jeden nieudany mecz porażka [w finale barażów z Górnikiem Łęczna - przyp. red.] może tak mocno rzutować na rozwój i sytuacje w klubie - potwierdza prezes Salski. Szef ŁKS przyznał też, jakiej decyzji żałuje najbardziej w tym roku. Okazuje się, że wcale nie chodzi o ściągnięcie drogich zawodników, ale o to, że nie dał szansy pracy w roli pierwszego trenera asystentowi Marcinowi Pogorzale. Prezes ŁKS żałuje trenera Pogorzały - Po rozstaniu z Wojciechem Stawowym zastanawiałem się, czy nie postawić do końca sezonu na Marcina. Wciąż mieliśmy spore szanse na ekstraklasę. Analizowałem zatrudnienie innych szkoleniowców i wyszło mi na to, że jeśli nawet awansujemy z trenerem Pogorzała, to nie będzie mógł prowadzić zespołu w przyszłym sezonie, bo nie ma licencji UEFA Pro. Nie chciałem robić takiego zamieszania - tłumaczy Salski. - Brakowałoby mi też w sztabie osoby z dużym doświadczeniem, który pomogłaby Marcinowi. Gdyby taka była, łatwiej by mi było dać szansę trenerowi Pogorzale. W trakcie rundy jesiennej zespół był zdziesiątkowany kontuzjami. I właśnie w tym prezes Salski tłumaczy dopiero dziewiąte miejsce. I przyznaje, że nie udało się postawić diagnozy skąd tyle urazów w zespole. ŁKS nie miał kluczowych piłkarzy - Gdyby na 14 kontuzji, dziesięć było mięśniowych, to łatwiej byłoby znaleźć przyczynę na przykład w zbyt intensywnym treningu czy zbyt dużych obciążeniach. A było odwrotnie. Większość urazów była mechaniczna czy to po zderzeniu z rywalem, czy nawet bez kontaktu z przeciwnikiem - podkreśla Salski. - Oczywiście pojedyncze mecze były też nieudane z powodu słabszej gry. To jednak przede wszystkim kontuzje sprawiły, że trener nie mógł korzystać z dużej grupy zawodników. W tym z kluczowych piłkarzy, a to miało ogromny wpływ na wyniki. Prezes ŁKS nie składa broni i liczy, że w przerwie zimowej wszyscy piłkarze wrócą do zdrowia, a także dobrze przygotują się do wiosny. Przyznaje jednak, że wywalczenie bezpośredniego awansu byłoby ogromnym wyczynem. Do drugiego miejsca ełkaesiacy tracą dziesięć punktów, ale mają też mecz zaległy. ŁKS potrzebuje 11 zwycięstw - Analizowałem ligę i spadek już nam nie grozi. Jeśli chodzi o bezpośredni awans, to będzie bardzo ciężko. Matematyka jest nieubłagana. Może strata nie jest jeszcze bardzo duża, ale znacząca. Przed rozgrywkami uważałem, że do awansu jest potrzebne 66 punktów. Teraz myślę, że wystarczy 63-64. To oznacza, że w 15 meczach powinniśmy odnieść co najmniej 11 zwycięstw - wylicza prezes Salski.