Celem na te rozgrywki dla piłkarzy z al. Unii był bezpośredni awans do ekstraklasy, z której spadli w poprzednim sezonie. Początek był bardzo obiecujący, bo do dwunastej kolejki byli liderami pierwszej ligi, ale po słabszej końcówce rundę jesienną zakończyli na drugiej pozycji. Zimą prezes Tomasz Salski zainwestował we wzmocnienia i sprowadził m. in. trzech zawodników - Mikkela Rygaarda, Adama Marciniaka i Ricardinho. Jednak nie na taki efekt liczył. ŁKS grał w kratkę i w efekcie był coraz niżej w tabeli. Trenera Wojciecha Stawowego zastąpił Ireneusz Mamrot, ale wielkiej zmiany w grze nie było. Kiedy ten szkoleniowiec zdecydował się odejść, zastąpił go asystent Marcin Pogorzała. Łodzianie nie bez problemów, ale zapewnili sobie miejsce w barażach. - Forma ŁKS jest pod znakiem zapytania. Zawirowania na ławce trenerskiej na pewno nie pomogły zespołowi. Swoje dołożył koronawirus, który zaburzył przygotowania i rytm drużyny. To też był problem, który odbił się w rundzie wiosennej. Jak chce się bezpośrednio awansować, to potrzebna jest dłuższa seria meczów bez porażki, a to w ŁKS było tylko na początku sezonu - zauważa Ziober. Najważniejsze, że udało się dostać do barażów, w których wszystko jest możliwe. To chyba maksimum co ŁKS był w stanie wydusić i dobrze, że się udało. Wierzyłem i nadal wierzę, że są w stanie awansować. 46-krotny reprezentant Polski jest zaskoczony, że w ŁKS byli przekonani, iż jeden piłkarz (Rygaard) będzie w stanie zaprowadzić zespół do ekstraklasy. Duńczyk był zapowiadany, jako gwiazda ligi, ale na razie nie spełnił pokładanych nadziei. - Jak można uważać, że zawodnik wrzucony do naszej ligi, której zupełnie nie zna, od razu się w niej odnajdzie, a nawet wywalczy awans. Ktoś, kto zna się na piłce, nie powiedziałby czegoś takiego - twierdzi Ziober. - Każdy zawodnik potrzebuje czasu, sportowej aklimatyzacji, zwłaszcza, gdy nie zna realiów piłki w danym kraju. Potencjał w nim drzemie, tylko trzeba go wydobyć. Bój o ekstraklasę ŁKS rozpocznie z trenerem, któremu na pewno brakuje doświadczenia. Marcin Pogorzała objął zespół po tym, jak nagle odszedł Mamrot. W dwóch meczach z ówczesnym liderem Bruk-Betem Nieciecza i trzecim w tabeli GKS Tychy jego drużyna zdała egzamin. Pierwsze spotkanie wygrała, a drugie zremisowała. - Słyszę opinie, że to trener bez doświadczenia, że to zawodnicy ustalają skład, że nie ma nic do powiedzenia. Zawodnik też jest młody i trener także. W końcu musi dostać szansę i gdzieś zacząć. Dobrze, że dostał ją w ŁKS. Jeśli pokładamy w nim nadzieje, to dajmy mu się sprawdzić dłużej. Chyba że jest inaczej - przyznaje Ziober. - Poza tym ŁKS już miał trenerów z nazwiskiem. Nie wiem, ile to kosztowało i nawet nie chcę wiedzieć. Wzięcie znanego szkoleniowca dwie kolejki przed końcem mijałoby się z logiką. Nie byłoby żadnej gwarancji sukcesu, tylko podpisanie kosztownej umowy. Komentujemy każdy mecz Euro na żywo - Posłuchaj naszych relacji! Ziober w pierwszej drużynie ŁKS grał w latach 1982-1990. W 218. występach w ekstraklasie zdobył 31 bramek. Potem grał we francuskim Montpellier i hiszpańskiej Osasunie Pampeluna. Wierzy, że klub, w którym się wychował wróci do ekstraklasy. - Jeśli zawodnicy będą chcieli oddać zdrowie na boisku za ŁKS i wygryźć awans, to są w stanie to zrobić. Jeśli będzie nuta wątpliwości, to nic nie zdziałają. Muszą wyjść na boisko i dać z siebie wszystko. Tak, żeby koszulka była sterana. Nawet jeśli przegrają, ale będą walczyć, to nikt nie będzie miał do nich pretensji - twierdzi Ziober. - Tego uczy się w zachodnich klubach. Jeśli zakładasz koszulkę danej drużyny, to masz ją szanować. To jest twój pracodawca. To dotyczy każdego zawodnika, nieważne skąd przychodzi do zespołu. ak