ŁKS i Wisła zmierzą się w Łodzi w czwartek w meczu otwierającym 20. kolejkę, która zakończy tegoroczne zmagania w Ekstraklasie. Choć oba kluby zamykają ligową tabelę, ich bezpośredni pojedynek zapowiada się, jako jedna z ciekawszych konfrontacji tej serii. Jej wynik zdecyduje bowiem o tym, który z zespołów przyjemniej do lutego pozostanie "czerwoną latarnią" ligi, a który będzie mógł przygotowywać się do drugiej części sezonu z większym optymizmem na pozostanie w elicie. - Czy to jest mecz roku? Biorąc pod uwagę, że zakończymy nim rok i to, jak ułożyła się tabela, rzeczywiście jest to ważne spotkanie. To mecz o dużym ciężarze gatunkowym, ale na pewno nie zdecyduje on o tym, gdzie ŁKS będzie grał w przyszłym sezonie. Jesteśmy w takiej samej sytuacji, jak Wisła, lecz drużyny, które są przed nami też nie mogą się czuć bezpiecznie - ocenił rangę czwartkowej konfrontacji szkoleniowiec beniaminka z Łodzi. Zajmujące ex aequo 15. miejsce w tabeli ŁKS i Wisła po 19 rozegranych kolejkach mają taki sam bilans. Zdobyły po 14 punktów, odniosły po cztery zwycięstwa, dwa mecze zremisowały i poniosły aż 13 porażek. Strzeliły i straciły tyle samo goli (18-33). W trakcie rozgrywek zaliczyły też długie serie przegranych - dziesięć w przypadku Wisły i osiem ŁKS. Wydaje się, że teraz w nieco lepszej sytuacji są krakowianie, którzy w ostatniej kolejce przerwali fatalną passę, pokonując liderującą wówczas w tabeli Pogoń Szczecin (1-0). Za to beniaminek wrócił do Łodzi bez punktów z Gliwic, gdzie uległ 1-2 Piastowi, drugiego gola tracąc w 88. minucie. - Uważam, że zarówno my, jak i Wisła jesteśmy w tej samej sytuacji. Krakowianie odnieśli ostatnio zwycięstwo, ale nie sądzę, by zapomnieli o tym, co było wcześniej i nagle będzie to inny zespół. Myślę, że przyjadą z takim samym nastawieniem i determinacją. My, jako gospodarz, będziemy mieli obowiązek prowokowania i stwarzania zagrożenia pod bramką Wisły. To my powinniśmy być zespołem, który będzie bardziej dążył do zwycięstwa - zaznaczył Moskal.