Po wtorkowym meczu Pucharu Polski Unia Skierniewice - Lech Poznań Piotr Kocęba, trener gospodarzy apelował na konferencji prasowej: - Warto zaglądać do trzeciej ligi i szukać tu młodych, ambitnych zawodników z umiejętnościami. Trzeba ich jednak znaleźć i dać szansę. W ŁKS przekonali się o tym na własnej skórze i to z korzyścią dla drużyny. W tym sezonie łodzian dopadła plaga kontuzji. Z kadry pierwszego zespołu podanej przed rozgrywkami urazu uniknęli tylko Mikkel Rygaard i Kelechukwu. Reszta pauzowała w mniejszym wymiarze jak np. Maciej Wolski, który musiał zejść w boiska w trakcie meczu, ale potem był gotowy do gry czy w dłuższym jak np. Kamil Dankowski (jeszcze nie wrócił do zdrowia), Samu Corral (pauzował od lutego) czy Nacho Monsalve (opuścił osiem kolejek). Trener ŁKS obiecuje kolejne szanse W szczytowym momencie trener Kibu Vicuna nie mógł skorzystać z kilkunastu zawodników. Brakowało ich też na treningach i w związku z tym zapraszał na zajęcia graczy z rezerw. Ostatnim przypadkiem, że warto tam szukać zawodników jest Damian Nowacki. 23-letni wychowanek ŁKS w pierwszym zespole występował już w sezonie 2016/2017, ale to była wtedy trzecia liga. Teraz na tym poziomie występują rezerwy klubu z al. Unii. Zaliczył jeszcze epizod w drugiej lidze i potem grał w Warcie Sieradz, Stali Rzeszów i Sokole Aleksandrów Łódzki. Przed sezonem wrócił do ŁKS i znów miał występować tylko na czwartym poziomie rozgrywkowym. Tymczasem w meczu Pucharu Polski dostał szasnę od trenera Vicuni. Na boisku spędził ponad 20 minut i pozostawił po sobie dobre wrażenie. - Damian jest zawodnikiem z rezerw, ale ostatni miesiąc trenuje z pierwszym zespołem i nie odstaje od reszty. Dobrze wszedł w spotkanie i nawet miał bramkową okazję. Nie jest wykluczone, że dostanie też szansę w lidze - stwierdził trener ŁKS. Damian Nowacki czekał cztery lata Nowacki bardzo długo czekał na kolejną okazję występów w pierwszym zespole. - Byłem bardzo dumny, kiedy wybiegłem na boisko. Cztery lata pracowałem na to, by wrócić do pierwszej drużyny. Udało się, choć czuję niedosyt, bo mogłem zdobyć gola, a skończyło się porażką - przyznaje Nowacki. - Z jednej strony ten występ to mały krok w kierunku pierwszej drużyny, ale duży, jeśli chodzi o mój rozwój. Nie zadowalam się tym występem. Nadal będę pukał do bram pierwszego zespołu. Sytuacja kadrowa otworzyła bardzo szeroko te bramy. Przed Nowackim inni piłkarze z rezerw trafili do zespołu trenera Vicuni. Zaczęło się od Oskara Koprowskiego. 22-letni stoper w pierwszym zespole zadebiutował już w poprzednim sezonie, ale zaliczył tylko epizod w spotkaniu barażowym. W bieżących rozgrywkach zaczął od występów w trzeciej lidze, ale kontuzje obrońców sprawiły, że najpierw trafił na ławkę pierwszej drużyny, a potem do wyjściowego składu. Rozegrał w nim cztery ostatnie spotkania ligowe w pełnym wymiarze. Z rezerw ŁKS do pierwszej drużyny Kolejnym był Mieszko Lorenc. Też najpierw grał w rezerwach. I tak samo jak w przypadku Koprowskiego kontuzje stoperów (z powodu urazów pauzowali Maciej Dąbrowski, Adam Marciniak, Jan Sobociński i wspomniany wcześniej Monsalve) otworzyły przed nim szansę. Zagrał w podstawowym składzie przeciwko Miedzi Legnica, zebrał pozytywne oceny i... sam doznał kontuzji. Wrócił po przerwie trwającej półtora miesiąca. Także w ataku ŁKS trener Vicuna musiał postawić na zawodnika z rezerw. Kiedy urazy leczyli Samu Corral, Stipe Jurić i Piotr Janczukowicz, a do formy dopiero wracał Ricardinho, szkoleniowiec sięgnął po Macieja Radaszkiewcza i się nie zawiódł. 24-letni napastnik w dziewięciu kolejkach trzeciej ligi zdobył trzy gole, w tym dwa z rzutów karnych. Okazało się, że przeskok na zaplecze ekstraklasy nie był wielkim problemem. Bramki Radaszkiewicza zapewniły ŁKS trzy punkty z Sandecją Nowy Sącz i Arką Gdynia. AK