- W czwartek mamy się spotkać z wiceprezydentem Łodzi Jarosławem Wojcieszkiem. Chcemy mu przedstawić aktualną sytuację klubu i przygotowaną przez nas strategię działania na najbliższe dwa lata. Nie uda nam się jednak nic zrobić bez pomocy miasta - powiedział Miłosz. Poinformował, że Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji w Łodzi podał piłkarską spółkę do sądu, gdyż ta nie płaciła za korzystanie z obiektów. MOSiR domaga się od ŁKS SSA 500 tys. zł. Połowa tej kwoty to odsetki. - Nie stać nas na ponoszenie takich kosztów. Dlatego też chcemy renegocjować wszystkie umowy dotyczące korzystania z obiektów. Jeżeli będziemy musieli płacić stawki komercyjne, to nie ma szans, byśmy tu nadal grali - wyjaśnił Miłosz. Podkreślił, że tylko zmniejszenie obciążeń finansowych klubu i partnerska współpraca z władzami miasta mogą doprowadzić do poprawy sytuacji. - W ratowanie klubu musi się aktywnie włączyć nie tylko miasto i piłkarska spółka, ale też stowarzyszenie ŁKS i Łódzki Związek Piłki Nożnej. Współpracując jesteśmy w stanie nie tylko utrzymać zespół seniorów i drużyny młodzieżowe, ale też powołać do życia akademię piłkarską i szkołę sportową, w której uczyliby się nasi zawodnicy - powiedział Miłosz. Dodał, że władze miasta powinny też zmienić swoją politykę dotyczącą całego łódzkiego sportu, gdyż "nieświadomie" doprowadziły już do upadku wielu klubów. - Kluby upadają, a w ich miejsce powstaje jedna silna instytucja - MOSiR, która już w tej chwili zarządza dużą liczbą obiektów sportowych i zamierza przejąć kolejne. Tak było m.in. z obiektami ŁKS. Teraz za korzystanie z nich musimy płacić. To dziwna sytuacja, gdyż MOSiR był powołany po to, by pomagać klubom, a staje się ich grabarzem - powiedział Miłosz. Jego zdaniem niedopuszczalna jest sytuacja, gdy miejscy urzędnicy zajmujący się sportem dbają jedynie o siebie i są nieprzygotowani do wykonywania swoich obowiązków. - Dla mnie nie ma znaczenia, czy sportem w mieście rządzi kolarz, piłkarz czy lekkoatleta. Ważne jest to, by znał się na tym, co robi. Urzędnicy zajmujący się sportem w Łodzi są bardzo liczni, ale nie znają realiów, w jakich funkcjonują kluby. Nikt nie przejmuje się tym, że do tej pory nie odbudowano nam bazy treningowej, która została zniszczona po rozpoczęciu budowy hali sportowej na naszych boiskach. Trudno w takich warunkach myśleć o podnoszeniu poziomu sportowego. Klub, który nie ma własnego boiska, nie może mieć świetlanej przyszłości - zakończył Miłosz.