Maciej Słomiński: Gratulacje. W głosowaniu zyskałeś uznanie kibiców Polonii Warszawa i zostałeś wybrany do najlepszej jedenastki ostatniego XX-lecia tego klubu. Łukasz Piątek, piłkarz Łódzkiego Klubu Sportowego: Fajne wyróżnienie. Nagroda za trwająca ponad dekadę przygodę z Polonią. Ale którą? Czy nadążasz ile tych Polonii jest i która jest prawdziwa? - Tej najważniejszej już nie ma. Ale w moim sercu będzie zawsze. Klubu w którym się wychowałem już nie zmienię. Urodziłeś się w Warszawie. Dlaczego Polonia, a nie Legia? - Zawsze chciałem grać w piłkę. Moja mama pracowała w firmie, która wynajmowała autokary na mecze wyjazdowe Polonii. Poznała Dyrektora Sportowego KSP, kierownika, wszystkich po kolei. Zacząłem trenować przy Konwiktorskiej w wieku sześciu lat. Byłeś zatem skazany na "Czarne Koszule". Gdy ŁKS gra w gustownych czarnych strojach, zapewne dajesz z siebie 110 procent. - Skazaniem bym tego nie nazwał. Zawsze daję z siebie 130 procent bez względu na kolory strojów i rywala. Czy potwierdzasz starą ligową tezę, że wychowankowie są gorzej traktowani od przyjezdnych w swoich klubach? - Coś w tym jest. Są traktowani specyficznie, na zasadzie: "Oni i tak tu będą". Na szczęście piłka na tyle poszła do przodu, że coraz rzadziej ktoś komuś rzuca pod nogi kłody blokujące karierę. Józef Wojciechowski. Były właściciel Polonii Warszawa. Na pewno masz sto historii, opowiedz jedną. - Na pewno sporym przeżyciem dla drużyny były słynne lunche u prezesa Wojciechowskiego. Bywało różnie. Od posiłków przebiegających w sympatycznej atmosferze, po takie gdzie nam się mocno dostawało, żeby nie powiedzieć gorzej. Te lunche były w podwarszawskich Markach, jechaliśmy na nie z duszą na ramieniu, nie wiedząc jaką formę przyjmie spotkanie. O dziwo nawet po przegranych meczach zdarzały się spotkania przebiegające w atmosferze pozytywnej motywacji. Prezes JW w końcu się znudził i przyszedł niesławny Ireneusz Król. - Pamiętam pierwszy trening w nowym roku, przyszło kilku nowych zawodników. Jakiś zwykły dziadek i Miłosz Przybecki mówi: "Mam nagrane kupno dwóch mieszkań. Niech już ta pensja przyjdzie, bo mi je sprzątną sprzed nosa!". Nowi zrobili wielkie oczy, ile tu się zarabia. Oczywiście to była szydera i śmiech przez łzy. Nie dostaliśmy nic. Jednak ta sytuacja mocno scaliła zespół, zahartowała nas. Temu coś mama przysłała, do tego siostra przyjechała i było co wrzucić na grilla. Przelewy szły z Wiednia. - Daniel Gołębiewski miał esemesowe powiadomienia o tym, że coś mu wpływa na konto. Schodzimy z treningu, on wyciąga telefon. Coś jest. Wszyscy na baczność. A to jego kolega złośliwie mu wysyłał po złotówce czy po groszu. Masz w lidze 264 mecze, w których 22 razy wpisywałeś się na listę strzelców. - Paradoksalnie najbardziej skuteczny byłem w Niecieczy, gdzie spadliśmy z ligi. Pobiłem swój osobisty rekord zdobywając sześć goli. Jedyny raz w karierze w jednym spotkaniu zdobyłem dwa gole. Stało się w moim poprzednim miejscu zatrudnienia w Lubinie. Poprzedni sezon 2018/19 wystartował. Minął jeden, drugi miesiąc, a ty wciąż bezrobotny. - Zacząłem myśleć, że może trzeba poszukać pracy niżej. Pod koniec września przyszła oferta z ŁKS. Wybór okazał się stuprocentowo trafiony. Odwdzięczyłem się za szansę, którą dostałem. W momencie podpisywania kontraktu przeszło ci przez myśl, że wejdziecie do Ekstraklasy? - Gdy przychodziłem byliśmy na siódmym miejscu. Sądziłem, że awansujemy jak nie w tym sezonie to następnym. Był w tamtym czasie mecz pucharowy z zawsze wysoko mierzącym Lechem Poznań, ŁKS przegrał dopiero w ostatniej minucie dogrywki. Na pierwszy rzut oka było widać, że drużyna ma potencjał. Młodsi koledzy z Łodzi prosili o rady jak zachować się na ekstraklasowych salonach? - Mogłem im opowiadać, ale dopóki nie przekonasz się na własnej skórze, nie wiesz z czym to się je. Po obiecującym początku przyszła seria porażek. - Każda z nich zostaje w głowie. Pojawiały się pytania: dlaczego nie ma punktów, jeśli gramy przyzwoicie? Brakowało skuteczności, czasem szczęścia lub wyrachowania. Czasem potrzebny jest reset. Oczyszczenie głowy. Zajmujecie ostatnie miejsce w tabeli. Może warto zmienić sposób grania? Z krakowskiego na inny. - Na tyle zakorzenił się w drużynie, że ciężko byłoby go wyplenić. Wysokie posiadanie piłki, dużo podań, przenoszenie ciężaru gry, to nasze dania firmowe. Trener Moskal jest gwarantem takiej strategii. Dopóki on tu jest, to się nie zmieni. Nowi zawodnicy są do grania, czy na razie do odbudowy? - Obrońcy potrafią wyprowadzić piłkę, przeciąć akcję, zatrzymać kontratak. Z przodu też zyskaliśmy więcej opcji, Samu Corral i Kuba Wróbel nieźle prezentują się w sparingach. Ja jestem w tej szczęśliwej sytuacji, że obrona i atak zostały wzmocnione, a druga linia tam gdzie ja gram została póki co nieruszona. Co nie znaczy, że nie trzeba będzie się bardzo starać by dostać miejsce w składzie. 6 kwietnia 1957 roku po meczu z Górnikiem Zabrze (5-1), ŁKS zyskał miano "Rycerzy Wiosny", które nosi do dziś. Musicie na wiosnę ubrać stroje rycerzy i grać lepiej niż na jesień. Jeśli tego nie zrobicie, przykro mi - spadniecie z ligi. Musimy walczyć w każdym meczu o życie. Mimo ciężkiej sytuacji wciąż wierzymy, że uratujemy ligę. Staniemy na głowie by tak się stało. Rozmawiał w Side Maciej Słomiński <a href="https://wyniki.interia.pl/rozgrywki-L-polska-ekstraklasa,cid,3,sort,I" target="_blank">Wyniki, terminarz i tabela Ekstraklasy</a>