Zobacz zapis relacji na żywo z tego meczu Zapewne inaczej swój początek z trenerką wyobrażał sobie Wieszczycki. Przejął drużynę w czwartek wieczorem, poprowadził jeden trening i nie zmienił niczego w porównaniu z Michałem Probierzem. Łodzianie zagrali jednak bez ambicji i woli walki, wyraźnie ustępując Ruchowi. Od samego początku mecz lepiej układał się dla gości, którzy już w 7. minucie objęli prowadzenie. Po dośrodkowaniu Marka Zieńczuka z rzutu rożnego piłkę głową do siatki skierował Piotr Stawarczyk. Dzięki temu Ruch mógł spokojnie rozgrywać akcje i, trzeba przyznać, robił to bardzo dobrze. Groźnie było po uderzeniach Pawła Abbotta (z dystansu nad bramką), Zieńczuka (mocno w środek bramki) i Rafała Grodzickiego (nieznacznie przestrzelił z 12 metrów). Ruch miał inicjatywę, totalnie zdominował ŁKS. Łodzianie byli zmuszeni do gry z kontrataku, bo w środku pola zdecydowaną przewagę mieli piłkarze z Chorzowa. Ale jak podopieczni trenera Tomasza Wieszczyckiego ruszyli już do przodu, to zapachniało golami. W 15. minucie Marek Saganowski obrócił się z piłką w polu karnym, odegrał ją do Marcina Mięciela, który uderzył ponad bramką. Najbliżej wyrównania był jednak Sebastian Szałachowski. Lewym skrzydłem popędził Marcin Kaczmarek, zagrał wzdłuż linii bramkowej, a nadbiegający "Szałach" spudłował z trzech metrów! Mając przed sobą pustą bramkę, z najbliższej odległości przeniósł piłkę nad poprzeczką. Przypominało to nieprawdopodobne pudło Ivicy Vrdoljaka w niedawnym meczu z Lechem Poznań... ŁKS zaczął grać odważniej i gra toczyła się w naprawdę szybkim tempie. Oba zespoły atakowały na przemian, szły cios za cios. Niewiele brakowało, a wyrównanie by padło po bardzo niepewnej interwencji Michala Peskovicia, który wypuścił piłkę z rąk. W odpowiedzi Arkadiusz Piech znalazł się w sytuacji sam na sam z Pavle Velimiroviciem. Filigranowy napastnik uderzył mocno, obok bramkarza, ale ten stanął na wysokości zadania. Tuż przed końcem pierwszej połowy Piech miał dwie kolejne sytuacje. W pierwszej pomylił się o kilkanaście centymetrów, uderzając z linii pola karnego. W drugiej - był już znacznie bliżej szczęścia, trafił w słupek. Miało to miejsce po rzucie rożnym, które Ruch rozgrywał perfekcyjnie, a łodzianie nie mieli zielonego pojęcia, jak się bronić i kryć rywali. Drugiego gola w taki sam sposób mógł zdobyć Stawarczyk. Końcówka pierwszej części gry zdecydowanie należała do gości, powinni zdobyć przynajmniej jeszcze dwa gole. Tym bardziej, że w 45. minucie piłka po strzale Zieńczuka z rzutu wolnego uderzyła w poprzeczkę. To, że gospodarze kompletnie nie wiedzą, jak się zachować, gdy Ruch wykonuje rzuty rożne, pokazał początek drugiej połowy. Wtedy w roli dośrodkowującego ponownie wystąpił Zieńczuk, a w roli strzelca tym razem Rafał Grodzicki. Drugi gol bliźniaczo podobny do pierwszego. ŁKS ruszył do ataku, dwie niezłe okazje stworzył sobie po stałych fragmentach gry. Po dość niespodziewanym uderzeniu Kaczmarka z rzutu wolnego piłkę z trudem przerzucił nad bramką Pesković. Z kolei po dobrym dośrodkowaniu z rogu nieznacznie pomylił się Radosław Pruchnik. W 65. minucie trzecią bramkę zdobyli piłkarze Ruchu po naprawdę ładnej akcji. Po dośrodkowaniu z prawej strony Zieńczuka, Łukasz Janoszka odegrał głową do Piecha, który strzałem z pierwszej piłki pokonał Velimirovicia. To była najładniejsza akcja w meczu. Kilkadziesiąt sekund później było już 0-4 dla gości. W sytuacji sam na sam z bramkarzem znalazł się Abbott i bez najmniejszych problemów umieścił piłkę w siatce. Napastnik Ruchu pokazał piłkarzom ŁKS, jak powinno wykorzystywać się dogodne sytuacje. Bo dosłownie chwilę wcześniej Saganowski uderzył wprost w Peskovicia, a dobijający do pustej bramki Kaczmarek... nieczysto trafił w futbolówkę. Łodzianie rzucili się do ataku, ale bez większego pomysłu i wiary we własne umiejętności (niegroźnie strzelali Marcin Smoliński i Saganowski). Byli ewidentnie podłamani tym, co w sobotę działo się przy alei Unii. W spotkaniu z Ruchem padli na kolana i nie byli w stanie się podnieść. Po końcowym gwizdku arbitra kibice zadawali sobie podstawowe pytanie: czy do takiej kompromitacji doszłoby również z Probierzem na ławce trenerskiej? ŁKS - Ruch Chorzów 0-4 (0-1) Bramki: Piotr Stawarczyk (7., głową), Rafał Grodzicki (51., głową), Arkadiusz Piech (65.), Paweł Abbott (66.). ŁKS: Pavle Velimirović - Mladen Kascelan, Michał Łabędzki, Radosław Pruchnik, Bartosz Romańczuk - Sebastian Szałachowski (59. Maciej Bykowski), Antoni Łukasiewicz, Dariusz Kłus (59. Marcin Smoliński), Marcin Kaczmarek - Marcin Mięciel (77. Cezary Stefańczyk), Marek Saganowski. Ruch: Michal Pesković - Igor Lewczuk, Rafał Grodzicki, Piotr Stawarczyk, Łukasz Burliga - Marek Zieńczuk, Paweł Lisowski, Marek Szyndrowski, Łukasz Janoszka (86. Wojciech Grzyb) - Paweł Abbott (67. Maciej Jankowski), Arkadiusz Piech (90+1. Rafał Grzelak). Sędziował Szymon Marciniak (Płock). Żółta kartka - Igor Lewczuk. Widzów 3442. Zobacz wyniki, strzelców goli i główki meczowe z 13. kolejki T-Mobile Ekstraklasy oraz tabelę