Andrzej Klemba, Interia: W 70. derbach Łodzi Widzew ma okazję wbić jednego z ostatnich gwoździ do trumny ŁKS z napisem spadek, a jednocześnie poprawić swoją sytuację, która też jest trudna. Marek Chojnacki: W tych derbach trzy punkty są bardzo potrzebne zarówno ŁKS, jak i Widzewowi. Może nawet bardziej gospodarzom, bo są na dnie tabeli i jak szybko nie przerwą bardzo długiej passy bez wygranej, to i tak małe szanse na utrzymanie, w końcu znikną. Wygrana z Widzewem byłaby też nie do przecenienia, jeśli chodzi o sferę mentalną. Po zwycięstwie w tak prestiżowym meczu może wrócić wiara w siebie i rozpocząć się seria. Bez niej ŁKS nie ma szans na utrzymanie. Sytuacja i tak jest bardzo trudna, bo mogą gonić, gonić, a i tak nie dogonią. W ŁKS liczono ze zmianą szkoleniowca na efekt nowej miotły. Tymczasem w ośmiu meczach z trenerem Piotrem Stokowcem zespół nie wygrał ani razu. - To jest ta różnica między pierwszą ligą a ekstraklasą. W poprzednim sezonie zespół potrafił wygrywać w meczach, w których miał problemy. Zdarzały się czerwone kartki, niekorzystne decyzje VAR czy rzuty karne przeciwko, a i tak awans udało się osiągnąć. Teraz jest podobnie, ale też inaczej. Znów czerwone kartki, jedenastki, a do tego doszło to, że sporo spotkań zostało przegranych w doliczonym czasie. Jak choćby pierwszy mecz na wiosnę z Koroną Kielce i znów bramka stracona w końcówce. Podobnie było jesienią na przykład ze Śląskiem Wrocław czy Jagiellonią Białystok. To były właśnie mecze na przełamanie, ale nie udało się i tak długa seria bez wygranej sprawia, że siada też psychika. To jest spora różnica, kiedy ty gonisz i ratujesz nawet remis, niż kiedy tracisz punkt czy zwycięstwo w końcówce. A tak choćby było w ostatnim meczu jesienią z Ruchem. Wygrana wypuszczona w doliczonym czasie. A trzy punkty pozwoliłyby się zrównać w tabeli z chorzowianami. Gdyby mecze ŁKS pod wodzą trener Stokowca były ciut krótsze, miałby ich sporo więcej. Jest możliwy nawet czarny scenariusz, że obie łódzkie drużyny spadną z ekstraklasy? - Przed tymi derbami także Widzew jest w trudnej sytuacji. Zespoły, które są za nim w tabeli, mają zaległe spotkania. Gdyby je wygrali, już byłby w strefie spadkowej. Drużyny zaangażowane w walkę o utrzymanie ciułają punkty, a przede wszystkim zdarzają im się zwycięstwa. ŁKS nie wygrał od pół roku, a Widzew przegrał cztery mecze z rzędu. To czarna seria. Obie drużyny są jak pilot, który wpadł samolotem w korkociąg i jeśli szybko z niego nie wyjdzie, to łupnie o ziemię i nikt nie przeżyje. W takiej sytuacji są obie drużyny. Liczą na przełamanie, a remis będzie dla nich najgorszym wyjściem. Rafał Gikiewicz ściągnięty w ostatniej chwili to duże wzmocnienie Widzewa przed derbami? - To nie jest zawodnik, który przyjeżdża i trzeba go testować. Wiadomo, czego po nim się spodziewać. Pytanie, w jakiej jest dyspozycji. To jest pozycja, na której ogranie ma znaczenie, ale przy takim doświadczeniu kilka mikrocykli treningowych i powinien być dużym wzmocnieniem. ŁKS sprowadził zimą pięciu obcokrajowców. Niby działacze próbują wzmocnić zespół, ale przy zagranicznych zawodnikach zawsze na początku stoi znak zapytania. - W piłce nożnej ważna jest stabilizacja. Jeśli co pół roku dochodzi do sporych roszad w zespole, to jak ją osiągnąć. Bierzesz pięciu zagranicznych zawodników, może widziałeś ich kilka razy w meczu i na wideo. Niby wydaje się, że mają potencjał, ale potem okazuje się, że tylko dwóch się nadaje. W ŁKS jest taka sytuacja - jak to mawiał Wojciech Łazarek - że zespół przypomina tramwaj. W 1989 roku to ŁKS w derbach "wbił gwoździa" Widzewowi i ten spadł z ligi. Podobno było naciski, byście odpuścili? - Naciski były głównie prasowe i ze strony polityków partyjnych. Jak to możliwe, że dwa łódzkie kluby nie potrafiły się dogadać i jeden spadł z ówczesnej pierwszej ligi. Nam wtedy nic nie groziło, a sezon zbliżał się do końca. Nikt się wtedy nie dogadał, a co by to było, gdyby po latach wyszło na jaw, że odpuściliśmy. Z jednej strony dziennikarze oczekiwali od nas zawsze sportowej postawy, a po tym meczu narzekali, że nie pomogliśmy Widzewowi. Możemy poza boiskiem się lubić, ale chcieliśmy rywalizować. Bilans derbów ŁKS ma gorszy, więc zależało nam na poprawie. Rozmawiał Andrzej Klemba