Pod koniec marca znany włoski dziennikarz Gianluca Di Marzio napisał, że Juventus jest zainteresowany bramkarzem lidera pierwszej ligi. Twierdził, że do transakcji może nawet dojść po zakończeniu sezonu. Bobek przebojem wdarł się do wyjściowej jedenastki. Kiedy w 12. kolejce zastąpił w przerwie kontuzjowanego Dawida Arndta, jak na razie nie oddał miejsca w podstawowym składzie. Z nim między słupkami ŁKS nie przegrał dziesięciu meczów z rzędu. W ogóle od kiedy broni w 18 występach łodzianie zanotowali jedną porażkę. Nic dziwnego, że na sześć kolejek przed końcem sezonu są jedną nogą w Ekstraklasie. Mają sześć punktów przewagi nad trzecią drużyną (bezpośrednio awansują dwie). W meczu z Górnikiem Łęczna przy wyniku 0-1, Bobek obronił rzut karny i to w stylu, którego nie powstydziłby się Wojciech Szczęsny. Bramkarz reprezentacji Polski na mundialu odbił strzał z 11 metrów, a także dobitkę. Podobnie było z ełkaesiakiem. - Widziałem porównania do Wojtka Szczęsnego. Może to dlatego, że pojawiły się pogłoski o zainteresowaniu Juventusu - twierdzi Bobek. Wychowanek ŁKS przyznaje, że słyszał o doniesieniach medialnych, że ma trafić do Juventusu. Wcale mu się jednak nie spieszy, by odchodzić do zespołu Szczęsnego i Milika. Uważa, że na to jeszcze za wcześnie. - Jeśli odchodzić do zagranicznego zespołu, to po to, by być w pierwszej drużynie z realnymi szansami na grę. Trudno byłoby się przebić w Juventusie. Młodzi Włosi mają tam ciężko, a co dopiero Polak - twierdzi Bobek. Młody bramkarz wolałby zagraniczny zespół, w którym będzie miał szansę wskoczyć do podstawowego składu, tak jak to było w ŁKS. - Gdyby zgłosił się mniej renomowany klub, to byłoby łatwiej o występy. Zagranicę trzeba iść po to, by grać. Ja na razie potrzebuję pokazać się w ekstraklasie - podkreśla Bobek. - Przykładem jest Radek Majecki. Odszedł z najlepszego polskiego zespołu do AS Monaco. Ok, tam nie wygrał rywalizacji, ale został wypożyczony do Cercle Brugge i gra w podstawowym składzie.