Gospodarze wbili rywalom cztery gole tracąc tylko jednego. Według ludzi związanych z obozem wicemistrzów Polski o przebiegu meczu zadecydowała czerwona kartka dla Tomasza Wróbla. Pomocnik bełchatowian ujrzał ją w 26. minucie, gdy wynik brzmiał 1:1. - Tomasz Wróbel, który bez dwóch zdań faulował, nie jest konstrukcji słonia i nie zrobił żadnej krzywdy Kiełbowiczowi - powiedział opiekun gości Orest Lenczyk. - Wrażenie wizualne nie było ciekawe, najprawdopodobniej poprzez zderzenie buty o buty, ale nic się w zasadzie nie stało. Nie mam zamiaru użalać się na sędziego. Ocenę tej sytuacji zostawiam jego sumieniu. Faktem jest, że po tej czerwonej kartce wiedziałem, że tego meczu już nie wygramy - wyjaśnił. - Sędzia był niekonsekwentny. Jeśli wyrzucił z boiska Wróbla, to wcześniej nie powinno być na boisku Rzeźniczaka za brutalny faul od tyłu na mnie. Legia wygrała zasłużenie, ale grała w jedenastu, a my graliśmy w dziesięciu. Zagrajmy więc ten mecz jeszcze raz po jedenastu, a sędzia niech będzie konsekwentny - mówił po wyjściu z szatni wzburzony Mariusz Ujek. Zupełnie inne nastroje panowały wśród legionistów. - Szybko strzelona bramka dawała nam szansę na spokojną grę. Bełchatów jednak wyrównał i wydawało się, że o trzy punkty będzie trudno. Zespół pokazał jednak charakter i jeszcze przed przerwą zdobył dwie bramki. Kolejna, po przerwie, praktycznie zakończyła mecz. Dlatego rytm meczu spadł, zawodnicy starali się tylko kontrolować grę. Wygraliśmy zasłużenie, choć bramki przyszły nam wyjątkowo łatwo - powiedział Jan Urban, trener Legii. Szkoleniowiec warszawian jedyny ból głowy może mieć z Takesure'em Chinyamą, który zdobył dwa gole, ale równocześnie nabawił się kontuzji. - Trudno mi dokładnie zdiagnozować uraz Chinyamy. W starciu z rywalem został uderzony w łydkę i właśnie w tej łydce poczuł skurcz. Nie mógł dalej grać - mówił Urban.