"Wyścig żółwi" to motyw przewodni, jeśli mówimy o walce o mistrzostwo Polski w ostatnich tygodniach. Każda z drużyn z czołówki tabeli raz za razem traci punkty, tym samym podgrzewając emocje; dzięki temu bowiem w grze wciąż pozostaje naprawdę sporo ekip. Jedną z nich jest Legia Warszawa. Choć początek pracy Goncalo Feio w stolicy kraju jest - przynajmniej pod względem punktowania - przeciętny, "Wojskowi" wciąż mają matematyczne szanse na tytuł. Dobrą okazją do poprawy swojej sytuacji było niedzielne starcie z Radomiakiem Radom. To rozpoczęło się jednak dla gospodarzy w koszmarny sposób. Legia Warszawa chce wykorzystać słabość rywali Celem dla Legii Warszawa na krajowym podwórku jest zawsze walka o tytuł mistrzowski. Niezależnie od formy przeciwników, zespół ze stolicy wywalczył już sobie taką pozycję w PKO BP Ekstraklasie, że nie godzi się mu zadowalać się choćby miejscem na podium. Zresztą, wola zwyciężania była jednym z powodów, dla których Goncalo Feio zastąpił Kostę Runjaicia. Dyrektorzy "Wojskowych" z pewnością liczyli jednak na "efekt nowej miotły, którego jak dotąd nie widać. W trzech pierwszych ligowych spotkaniach pod wodzą Portugalczyka, Legia wygrała tylko raz, zgarniając pięć z dziewięciu możliwych punktów. Regularne wpadki przeciwników ze ścisłej czołówki sprawiają jednak, że warszawiacy wciąż mogą śnić marzenia o tytule mistrzowskim. Do tego potrzeba jednak znacznie regularniejszego ciułania "oczek". Wydawało się, że dobrą ku temu okazję dostaną w niedzielę, gdy podejmowali u siebie Radomiaka Radom. Sędzia z kontrowersyjną decyzją na niekorzyść Legii Początek Derbów Mazowsza okazał się jednak dla Legii bardzo zły. Podopieczni Feio wykazali się sporymi chęciami, starając się szybko ukracać wszystkie ofensywne zapędy przyjezdnych. Już w pierwszych minutach to jednak okazało się dla nich zgubne. Bartosz Kapustka był w środku boiska, gdy zaatakował piłkę, będącą pod nogami Christosa Donisa. Były reprezentant Polski trafił, co prawda, w piłkę, ale trafił też Greka. Ten z pewnością nie symulował, bo po interwencji lekarskiej musiał opuścić boisko, a jego miejsce zajął Bruno Jordao. Jarosław Przybył początkowo nie zamierzał karać pomocnika gospodarzy, ale ostatecznie poszedł ponownie obejrzeć sytuację na monitorze. Po powrocie na murawę nie miał już wątpliwości - pokazał Kapustce czerwoną kartkę, wyrzucając go z boiska. Wydaje się, że arbiter miał też możliwość oszczędzenia 27-latka. Z drugiej strony ten dał sędziemu wszelkie podstawy do odgwizdania przewinienia. Po tej decyzji "Wojskowi" zostali zmuszeni do rozegrania niemal całego spotkania w osłabieniu. To odbiło się na nich aż zanadto wyraźnie. W drugiej połowie nie potrafili postawić się przeciwnikom i ostatecznie przegrali aż 0:3, praktycznie kończąc swoje marzenia o tytule mistrzowskim.