Do wyborów parlamentarnych jeszcze dwa tygodnie, ale kampania trwa w najlepsze. Duże emocje towarzyszą walce o prezydenturę w Warszawie. Sprawujący obecnie władzę w stolicy Rafał Trzaskowski wydaje się być murowanym faworytem, ale kilkoro innych polityków chce mu pokrzyżować szyki. Doświadczeni Janusz Korwin-Mikke i Przemysław Wipler, reprezentująca Lewicę wicemarszałek Senatu Magdalena Biejat czy kandydat Prawa i Sprawiedliwości Tobiasz Bocheński. Ci kandydaci spotkali się podczas debaty zorganizowanej przez "Kanał Zero". Zabrakło na niej Trzaskowskiego, który nie chciał wziąć w niej udziału. Po zakończeniu debaty doszło do zabawnego incydentu, o którym w mediach społecznościowych poinformował Wipler. Poszło o "elkę", wykonaną przez tego polityka, którą mocno zaskoczony był jego były kolega z Konfederacji Korwin-Mikke. Janusz Korwin-Mikke zaskoczony. "Uroczy był" Przemysław Wipler zaprezentował na wspólnej fotografii rękę złożoną w charakterystyczną "eLkę", jednoznacznie kojarzącą się z Legią. Zdaniem polityka, Korwin-Mikke znał ten gest, ale nie miał pojęcia, co oznacza. Doświadczony polityk, który w młodości, jak sam przyznawał, często grał w piłkę nożną, najwidoczniej niekoniecznie interesuje się klubowymi rozgrywkami. I nie rozpoznał "eLki", symbolizującej Legię Warszawa. A to o tyle dziwne, że z reguły politycy bardzo chętnie ogrzewają się w blasku wielokrotnych mistrzów Polski, zdając sobie sprawę, jak wielu kibiców ma ten klub w stolicy. Korwin-Mikke najwyraźniej uznał, że nie musi tego robić i przemówią za nim argumenty. Awantura o kandydata PiS. Uderzenie od "kibicowskiej" strony Wybory w Warszawie w tym roku zresztą mają od początku kampanii sporo kibicowskich wątków. Zaczęło się od Bocheńskiego, któremu tuż po ogłoszeniu nominacji wyciągnięto, że w przeszłości wspierał Widzew Łódź, który delikatnie rzecz ujmując w Warszawie, zwłaszcza wśród kibiców Legii, nie cieszy się szczególną sympatią. "Prawdą jest, że pomagałem klubowi Widzew, który był skonfliktowany z władzami miasta Łodzi. To jest tak, gdyby prezydent miał wysłać strażników miejskich na Legię i mówić klubowi, kto ma być jego prezesem. Taka sytuacja była w Widzewie, więc wstawiłem się za klubem, ale nigdy nie byłem na żadnym meczu klubowym w swoim życiu" - tłumaczył się polityk w mediach społecznościowych. W oświadczeniu dodał, że nie chodził na mecze Widzewa, ale i na Legii też nie bywał. Odciął się od klubowych sympatii, choć trudno stwierdzić, czy w jakikolwiek sposób mu to pomogło.