Co? Gdzie? Kiedy? Bądź na bieżąco i sprawdź Sportowy Kalendarz! Przed takim dylematem od dłuższego czasu stoją właściciele Legii - Dariusz Mioduski, Maciej Wandzel i Bogusław Leśnodorski. Jeśli plotki się potwierdzą i faktycznie Berg otrzyma za kilkadziesiąt godzin dymisję, to trzeba mu wręczyć gigantyczną odprawę. Norweg ma ważną umowę do czerwca 2018 roku i za pracę do tego czasu trzeba będzie mu zapłacić. Nikt poza zainteresowanymi nie zna szczegółów kontraktu, a tutaj w grę wchodzi kilka istotnych dla klubowej kasy niuansów. Pozostają otwarte pytania, czy w razie wcześniejszego rozwiązania umowy Legia musi wypłacić Bergowi z góry należność za cały kontrakt, czy może też trzymać go na liście płac przez najbliższe 33 miesiące. W umowie może też być zapis o wcześniejszym zerwaniu kontraktu lub ledwie kilkumiesięcznej odprawie, ale ciężko uwierzyć w to, żeby Berg zgodził się na pracę na takich warunkach. Trzeba pamiętać w jakich okolicznościach pomysł "Berg 2018" wszedł w życie. Obie strony przypieczętowały podpisami wspólną przyszłość na przełomie roku. Wówczas Legia była aktualnym mistrzem Polski, miała za sobą świetną rundę w Lidze Europejskiej, a kto wie, czy gdyby nie proceduralny błąd w dwumeczu z Celitikiem, nie zagrałaby w Lidze Mistrzów. W tym przypływie uczucia obie strony zdecydowały na budowanie wspólnej przyszłości przez dwa kolejne lata. Berg, kiedy przychodził do Legii, dostawał co miesiąc pensję w wysokości 70 tysięcy złotych. Teraz nie pracuje za mniej, bo przy przedłużeniu umowy wynegocjował sobie lepszą kasę i według nieoficjalnych informacji na jego konto wpływa ponad 80 tysięcy złotych. Do tego w kontrakt wpisane są premie za sukcesy - mistrzostwo Polski, awans do Ligi Mistrzów, Puchar Polski itd. - Dlaczego przedłużyliśmy umowę z trenerem Bergiem? Bo dotrzymaliśmy słowa. Umówiliśmy się, że jeśli spełni pewne warunki, to umowa zostanie przedłużona. I tak też się stało. Gdybyśmy mieli zmieniać trenera, to nie będziemy się sugerować tym, że trzeba będzie płacić dużą odprawę. To za poważna sprawa, by myśleć w ten sposób. Jakkolwiek by nas to nie bolało - powiedział Leśnodorski kilka dni temu w TOK FM. Nie trzeba być doktorem ekonomii, aby policzyć, że wyrzucenie Berga będzie kosztować ponad 2,5 miliona złotych. To gigantyczne pieniądze, nawet dla takiego klubu jak Legia. Prezes Leśnodorski z lubością wyliczał, ile klub stracił na formalnych błędach związanych z odpadnięciem z eliminacji Ligi Mistrzów w dwumeczu z Celtikiem Glasgow, czy z powodu kar finansowych wlepianych przez UEFA za niewłaściwe zachowanie kibiców. W związku z tym, czy lekką ręką pogodzi się z wyrzuceniem w błoto 2,5 miliona złotych. Zwłaszcza na tak niepewny biznes jak zatrudnianie Stanisława Czerczesowa? Nerwowe ruchy ze strony działaczy dziwią tym bardziej, że przecież to Norweg ledwie dwa miesiące temu dostał zielone światło, aby podziękować tym, z którymi było mu nie po drodze. Warszawę opuścili niezadowolony Orlando Sa, zdziwiony odsunięciem na ławkę Dossa Junior, czy krnąbrny Jakub Kosecki. Nie można też nie zauważyć, że Norweg sam czuje żal do postawy działaczy. Na konferencji przed meczem z Napoli powiedział, że odkąd jest w Legii, to klub wydał tylko 1/3 zarobionych ze sprzedaży zawodników pieniędzy na kupno nowych. Zasugerował tym samym, że w drużynie brakuje jakości, bo do tego kilku podstawowych zawodników zmaga się z kontuzjami. Trudno mu odmówić racji. Tercet właścicieli Legii do tej pory dał się poznać jako osoby działające z dużą roztropnością. Wywalenie Berga w tym momencie wpisałoby ich raczej w szkołę Bogusława Cupiała niż w grupę racjonalnych biznesmenów, dla których liczy się także zysk ekonomiczny i stabilne finanse klubu. Ekstraklasa: wyniki, tabela, strzelcy, terminarz Krzysztof Oliwa