- Nie rozstrzygniemy tego meczu w pierwszej połowie - zapowiadał na przedmeczowej konferencji prasowej trener wicemistrzów Polski, Kosta Runjaić. Jak się okazało, miał całkowitą rację. W najgorszych koszmarach nie przewidywał zapewne, że do przerwy losy awansu przesądzą rywale. A koszmar to jedyny adekwatny termin, biorąc pod uwagę to, co w czwartkowy wieczór przeżyli fani Legii. W Norwegii warszawianie bliscy byli remisu, mimo że po niespełna półgodzinie gry przegrywali różnicą trzech bramek. W domowym rewanżu mieli przeciwnikom urządzić surową musztrę. Tymczasem zostali upokorzeni w bladym świetle jupiterów. Norwegowie zabawili się z Legią. Tak broniąc, nie da się wygrać meczu [WIDEO] Brzydka egzekucja przy Łazienkowskiej. Legia walczy, Molde strzela Zaczęło się od wstrząsu. Pierwszy cios padł już po niespełna dwóch minutach - Kacper Tobiasz wysunął piłkę jak na tacy Fredrikowi Gulbrandsenowi, a ten z pięciu metrów tylko dopełnił formalności. A kiedy futbolówkę do bramki Legii piętą skierował Eirik Hestad, było już jasne, że demony z Molde rozdają karty również przy Łazienkowskiej. Tam 19 minut i 0:2, tu 20 minut - i też 0:2. W tym momencie sytuacja Legii była już beznadziejna. By doprowadzić do dogrywki, trzeba było strzelić trzy gole. Zostawała wiara w charakter, niewiele poza tym. Tymczasem tuż przed i tuż po przerwie warszawianie stworzyli sobie... trzy dogodne okazje do zdobycia bramki. Marc Gual najpierw trafił jednak w stojącego tuż przy słupku Olivera Petersena, a potem po strzale głową Hiszpana piłka zatrzymała się na słupku. Chybiona okazała się także "główka" Tomasa Pekharta, mimo że - uderzając z najbliższej odległości - miał przed sobą tylko pustą bramkę. Europejska klęska Legii, Augustyniak zabrał głos. "Będziemy mogli popracować nad taktyką" Po kwadransie drugiej odsłony animusz gospodarzy wygasł i do głosu ponownie doszli rywale. Efekt? Kolejny gol Gulbrandsena, który z dziecinną łatwością wykończył atak pozycyjny strzałem z pola bramkowego. Legia atakowała i nawet trafiała w światło bramki, ale w tej fazie spotkania nie miało to już większego znaczenia. To była stypa. Pożegnanie z Europą tym razem okazało się doznaniem mocno traumatycznym i szybko nie uda się o nim zapomnieć. Wylosowanie w tej fazie zmagań akurat Molde uznawano przecież za uśmiech losu. Tym samym nad Legią nadal ciąży klątwa, w tej chwili już 33-letnia. Ostatni dwumecz w fazie pucharowej europejskich pucharów warszawianie wygrali w marcu 1991 roku. W ćwierćfinale nieistniejącego już Pucharu Zdobywców Pucharów pokonali Sampdorię Genua, naszpikowaną gwiazdami i zmierzającą wówczas po mistrzostwo Włoch. Cztery późniejsze próby awansu - nie licząc dzisiejszej - kończyły się niepowodzeniem. Za silne na zespół z Łazienkowskiej okazywały się ekipy Panathinaikosu Ateny, Sportingu Lizbona i dwukrotnie Ajaksu Amsterdam. Nawet po porażce w Molde, wydawało się, że tym razem może być inaczej... Zderzenie z Europą po raz kolejny okazało się jednak nad wyraz bolesne. Legia za burtą. I trudno oprzeć się wrażeniu, że wypadła za nią w najmniej spodziewanym momencie.