INTERIA.PL: Wszystko wskazuje na to, że w niedzielę poznamy mistrza Polski. Wyobrażasz sobie inny scenariusz? Tomasz Kłos (były reprezentant Polski): - Nie ma innej opcji i szczerze mówiąc tylko kwestią czasu było to, kiedy Legia zapewni sobie tytuł. W pierwszej rundzie jeszcze ktoś tam czasem postraszył warszawian, ale na wiosnę, nawet po tym podziale punktów okazało się, że Legia jest po prostu nie do przeskoczenia dla pozostałych drużyn. Legioniści znakomicie wykorzystali słabość innych drużyn, uparcie dążąc do celu. W odróżnieniu od rywali Legia nie notowała tylu głupich wpadek, co pozostali. Na wiosnę nie przegrali, a to wtedy trzeba być w najwyższej formie. Równa gra i zwycięstwa pozwoliły utrzymać im pierwsze miejsce w tabeli Zimą w Legii zmienił się trener. Zamiana Jana Urbana na Henninga Berga wyszła drużynie na dobre? - Za kadencji Janka Urbana legioniści też zajmowali pierwsze miejsce w tabeli. Zawsze u każdego można znaleźć mankamenty, ale wszystko za siebie mówi wynik. Z Urbanem nie przedłużono kontraktu, bo klub miał inny pomysł na prowadzenie zespołu. Postawiono na Norwega i ciężko tutaj do czegoś się przyczepić, bo Legia na wiosnę nie przegrała żadnego meczu, nie licząc walkowera z Jagiellonią. Berg przede wszystkim poprawił grę defensywną. Nie tracą tylu goli co jesienią, a nawet kiedy rywale znajdą na nich sposób, jak w meczu z Górnikiem, to Legia i tak jest w stanie strzelić więcej goli. Trzy razy byłeś mistrzem Polski. Fetowanie tytułu to było wyjątkowe przeżycie? - Z ŁKS-em na trzy kolejki przed końcem wygraliśmy z Legią 3-0 i praktycznie zapewniliśmy sobie tytuł, który klepnęliśmy wygraną w Ostrowcu z KSZO. Do dziś pamiętam wielki kondukt samochodów, który wracał za naszym autokarem. Z Wisłą pierwsze mistrzostwo zdobyliśmy po zaciętej walce, rozstrzygając sprawę po wygranej z Amiką w dramatycznych okolicznościach. Rok później już na dobre odjechaliśmy stawce. Wszystkie fety były wyjątkowe i zazdroszczę piłkarzom Legii, bo naprawdę niesamowite przeżycie. Rok po roku powtarzamy, że mistrzostwo to tylko krok w drodze do sukcesu w europejskich pucharach. Czy Legia wyciągnęła wnioski z poprzedniego nieudanego startu w Lidze Europejskiej i wreszcie awansuje do Ligi Mistrzów? - To zależy od włodarzy klubu. W takim składzie niesamowicie ciężko będzie awansować do Ligi Mistrzów. Potrzeba przede wszystkim pełnowartościowej, szerokiej kadry. Musi być co najmniej osiemnastu zawodników na zbliżonym poziomie. Nie ma się co czarować. Patrząc na wymogi Ligi Mistrzów, Legia potrzebuje wzmocnień i to praktycznie na każdej pozycji. W obronie musi być przynajmniej sześciu bardzo dobrych piłkarzy. Podobnie w pozostałych formacjach. Do tej pory mistrzom Polski ciężko było utrzymać skład, a co dopiero myśleć o wzmocnieniach. W przypadku Legii będzie inaczej? - Wszystko zależy od panów Mioduskiego i Leśnodorskiego, bo to oni rządzą klubem. Trzon zespołu jest ustabilizowany i jeśli ktoś z tych zawodników odejdzie, to będzie to na pewno problem. Legii potrzebne są gwiazdy i to nie takie papierowe, tylko piłkarze, którzy przyjdą do klubu i wniosą jakość. Rozmawiał: Krzysztof Oliwa