Relacje na linii Legia Warszawa - AZ Alkmaar są bardzo napięte od pierwszego pucharowego meczu obu drużyn, który odbył się na początku października w Holandii. Na boisku miejscowi wygrali 1:0, ale szczególnie gorąco zrobiło się dopiero po spotkaniu. Holenderska policja zatrzymała dwóch piłkarzy Legii podejrzanych o napaść na ochroniarza, a burmistrz miasta mówiła wprost, że w Alkmaar nie chcą polskich kibiców, twierdząc, że polscy fani stanowią zagrożenie dla bezpieczeństwa. Echa pomeczowej burzy roznosiły się jeszcze długo. Kibice z Warszawy, rozwścieczeni aresztowaniem zawodników i negatywnym przyjęciem w Holandii, przez wiele dni po meczu oceniali w internecie rozmaite biznesy z Alkmaar, w tym hotele i restauracje, na jedną gwiazdkę. Holendrzy konsekwentnie obarczali natomiast winą za całe zamieszanie wyłącznie legionistów i ich fanów. Amerykanin chce grać dla Polski i Śląska. Ma zaledwie 17 lat Groźne w Polsce? AZ odradza podróż Obie drużyny spotkają się jednak na boisku raz jeszcze, tym razem w stolicy Polski. Drugi mecz klubów pozostających w chłodnych relacjach odbędzie się 14 grudnia. Do zawodów pozostał blisko miesiąc, ale włodarze AZ Alkmaar już od jakiegoś czasu przygotowują się do tego dnia. Przeprowadzone dyskusje przyniosły na razie efekt w postaci decyzji o rezygnacji ze sprzedaży biletów dla swoich kibiców, jaką powinien poprowadzić holenderski klub. W AZ Alkmaar uważają, że podróż do Warszawy jest zbyt niebezpieczna dla kibiców AZ, którzy - po zdarzeniach z pierwszego spotkania - mogą być atakowani przez pseudokibiców Legii. Zorganizowanej sprzedaży nie będzie, ale fani z Holandii i tak mają możliwość nabywać je samemu. Ich klub odradza im jednak taki krok. Holenderski klub wyłączył komentarze pod wpisem na X, gdzie poinformował o rezygnacji ze sprzedaży. Komentarze są za to dostępne na Facebooku - część holenderskich kibiców popiera decyzję i pisze, że ich bezpieczeństwo musi być priorytetem. Na liczne wpisy zdecydowali się także fani Legii, którzy twierdzą, że decyzja jest kuriozalna. Nie do wiary. Zrobili to po 12 latach