Czerczesow nie chciał odpowiadać na pytania dziennikarzy, dotyczące okoliczności i powodów rozstania z klubem. - Proszę o pytania związane z moją pracą - mówił. Wcześniej zgotował dziennikarzom prawdziwy, trwający 45 minut show, w którym podsumowywał swoją pracę na Łazienkowskiej. Przyznał sobie same szóstki i jedną dziesiątkę. Stwierdził, że wszystkie cele wypełnił celująco, a błędów nie popełnił. Chwalił się - i słusznie - odrobieniem z nawiązką sporej dziesięciopunktowej straty, nieco fantazjując na temat doprowadzenia do świetnej formy Ondreja Dudy. Wszystkiemu przysłuchiwał się nieco zagubiony w tym wszystkim dyrektor sportowy Legii Michał Żewłakow i spory tłum dziennikarzy, którzy chcieli przede wszystkim dowiedzieć się, dlaczego Rosjanina w przyszłym sezonie w Warszawie nie zobaczymy. Niestety, jedynym pytaniem, na które Czerczesow odpowiedział, było tylko to dotyczące dobrej formy sportowej Tomasza Jodłowca. Na inne, Czerczesow pozostał głuchy. Nie odpowiedział więc, czy właściciele Legii nie pozwolili mu na zakupy piłkarzy, które miały zagwarantować mistrzom Polski awans do Ligi Mistrzów, nie wyjawił kulis negocjacji z prezesem Leśnodorskim, nie odniósł się w żaden sposób do obraźliwego tonu wypowiedzi współpracującego z nim agenta i byłego legionisty Romana Oreszczuka, który ostro skrytykował władze Legii. Przyszłość trenera jest niejasna. Po ostatniej pożegnalnej konferencji wiadomo tylko tyle, że choć Rosjanin będzie przy Łazienkowskiej miło wspominany, to jednak płakać po nim nie będą. Teraz w stolicy nadchodzi czas Besnika Hasiego. Można przypuszczać, że wymarzony trener Legii to taki, który mało gada, a dużo robi. Czerczesow spełniał tylko ten drugi warunek. (AD)