- Drużyna walczyła na całego, zabrakło jej szczęścia, rywalizację przegraliśmy w pierwszym meczu. Jedziemy dalej, naszym celem jest faza grupowa Ligi Europy - skomentował odpadnięcie z "kopciuszkiem" ze Spartaka Trnawa prezes Mioduski. W tym wszystkim jest jedno "ale". Drużyna nie musiała odpaść, gdyby asy atutowe trenera Deana Klafuricia i wynalazki transferowe dyrektora Ivana Kepciji, w lekkomyślny sposób nie osłabiły zespołu. Grając w dziewiątkę trudno jest nawet poradzić sobie ze Słowakami. Dobrze poinformowani twierdzą, że w szatni Legii trener Klafurić nosi pseudonim "Wuefista z Allegro". Ma znikomy autorytet. Prezes Mioduski zrobił sporo, by go osłabić. Po zwolnieniu Romeo Jozaka ogłosił go tymczasowym, a w czerwcu robił wiele, by go zastąpić np. Jerzym Brzęczkiem. Jak to u nas, rozwiązanie tymczasowe wypadają na najbardziej trwałe. Oczywiście Klafuriciowi nikt nie odbierze mistrzostwa Polski, które jednak bardziej przegrał Lech z Jagiellonią niż zdobyła Legia. Odpadnięcie ze Słowakami, którzy nie potrafili nic sensownego rozegrać nawet wówczas, gdy rywal grał w podwójnym osłabieniu jest ciosem w całą naszą piłkę klubową, obsunie nas w rankingu klubowym UEFA. Kto, jeśli nie wzmocniona Carlitosem Legia ma tam punktować? Grający młodzieżą, pozbawiony liderów Górnik Zabrze? Jagiellonia, czy znajdujący się w okresie przebudowy, z nowym trenerem Lech? Nikt nie mówi, że Dariusz Mioduski ma łatwe zadanie. Jozak, Kepcjija i Klafurić mieli mu zbudować drugie Dinamo Zagrzeb. Kibicie Legii śmieją się, że wyszło Dinamo, ale Pogrzeb. Może prezes pozbędzie się kompleksów, pójdzie śladami Zbigniewa Bońka i postawi na polskich fachowców, którzy najlepiej znają nasz rynek piłkarski? W czym od dyrektora Kepciji byłby gorszy np. dyrektor Grzegorz Mielcarski, który przeszedł bezcenną praktykę w zawodzie w Wiśle, ma kontakty w Grecji, Portugalii, włada językami i jest jedynym polskim ekspertem, które zna Jose Mourinho?