Zvonimir Kozulj trafił do Polski latem 2018 roku. Do Pogoni Szczecin bośniackiego pomocnika ściągnął Kosta Runjaic, a ten wyrósł na jedną z gwiazd Ekstraklasy. Jego znakiem rozpoznawczym stały się atomowe strzały z dystansu, o których sile trzykrotnie przekonała się również Legia Warszawa. Czy w czwartkowy wieczór 29-latek przypomni sobie dawne czasy i znów przedziurawi stołeczną defensywę? Jakub Żelepień, Interia: Jak się masz? Z mojej perspektywy wygląda na to, że znalazłeś w końcu właściwe miejsce dla siebie po nieudanych przygodach w Polsce. Zvonimir Kozulj: Zgadza się, wróciłem do domu, w Mostarze się wychowałem i jako człowiek, i jako piłkarz. Tutaj stawiałem swoje pierwsze kroki na boisku i stąd wyruszyłem w dalszą podróż. Sprawy układają się teraz bardzo dobrze, nie mam problemów z kontuzjami i gram regularnie. Mogę bez wątpienia stwierdzić, że w Zrinjskim czuję się szczęśliwy. Jak porównałbyś poziom ligi bośniackiej do Ekstraklasy i poziom Zrinjskiego do polskich klubów, na przykład Pogoni, z której kojarzy cię najwięcej kibiców? - To trudne pytanie. Nie wiem, jakimi wskaźnikami miałbym się sugerować, odpowiadając na nie. Bez wątpienia jakość czysto piłkarska jest wyższa w Polsce, u was gra się szybciej, ogromną rolę odgrywa też fizyczność zawodników. W Bośni futbol jednak również się rozwija, w ostatnich latach poczyniliśmy spore postępy. To, co jest natomiast naszą pięta achillesową, to sytuacja finansowa. Niektóre kluby wciąż borykają się z brakiem płynności, przez co nie są w stanie ściągać do siebie lepszych piłkarzy. Chlubnym wyjątkiem jest Zrinjski, który wyprzedza resztę krajowej stawki o kilka kroków. Wszystko - zarówno organizacyjnie, jak i sportowo - jest tutaj odpowiednio ułożone, co pozwala nam walczyć również w Europie. Legia znów rusza w Europę, chce uniknąć powtórki afery z Holandii. "Przeanalizowaliśmy sytuację" Jak zareagowałeś, kiedy podczas losowania fazy grupowej Ligi Konferencji Europy okazało się, że Zrinjski trafił na Legię, tak dobrze ci przecież znaną? - Szczerze mówiąc, moja pierwsza myśl była taka, że Legia to zespół, przeciwko któremu powinniśmy upatrywać swoich największych szans na zapunktowanie. Oczywiście to drużyna z dużą jakością, ale przynajmniej na papierze jest w naszym zasięgu. Aston Villa i AZ to kluby na innym poziomie. Który mecz bliższy jest prawdy o stylu gry Zrinjskiego? Ofensywne szaleństwo przeciwko AZ (4:3) czy zachowawczy futbol przeciwko Aston Villi (0:1)? - Mecz z AZ był wyjątkowy. To było nasze pierwsze starcie w Europie, w takich chwilach naturalnym jest, że chcesz dać kibicom show. Przeciwko Anglikom w naszej grze więcej już było kalkulacji. Jeśli chodzi o mnie, ja zawsze wolę ofensywne nastawienie. Zobaczymy jednak, jakie wytyczne da nam nasz trener. Skoro o ofensywie mowa - pamiętasz wszystkie swoje gole przeciwko Legii? - Oczywiście, nie jestem napastnikiem, nie strzelam tak dużo goli, więc pamiętam je wszystkie. Kontrowersyjne słowa legionisty. Pycha kroczy przed upadkiem Za to jak już strzelałeś, to tak, że kibicom opadały szczęki, zwłaszcza przeciwko Legii. Która z trzech bramek przeciwko "Wojskowym" była najładniejsza? - Coś w tym jest, że przeciwko Legii zawsze miałem jakąś dodatkową motywację, zarówno w domu, jak i na wyjeździe. Jeśli chodzi o najładniejszą bramkę zdobytą przeciwko warszawianom, to myślę, że wybrałbym tę przed naszymi kibicami. Uderzyłem zza pola karnego i zaskoczyłem bramkarza. Rozmawiałeś w ostatnim czasie z trenerem Legii, Kostą Runjaicem? To właśnie on ściągał cię do Polski kilka lat temu. - Trener napisał mi smsa z gratulacjami, gdy wygraliśmy z AZ. Odwzajemniłem się, pisząc kilka miłych słów, gdy Legia pokonała Aston Villę. Jakichś większych rozmów między nami jednak nie było. Jakub Żelepień, Interia