Strebinger wiosną trafił do Legii, mając w CV tak uznane firmy, jak Werder Brema i Rapid Wiedeń. Jednokrotny reprezentant Austrii miał pomóc w walce o utrzymanie w PKO Ekstraklasie. Legia miała problemy w bramce - Artur Boruc wypadł ze składu z różnych względów, a młody bramkarz Cezary Miszta popełniał jesienią sporo błędów. Doświadczony 29-latek zaczął nieźle, ale przegrał rywalizację o miejsce w składzie z Misztą. Po zakończeniu poprzedniego sezonu Legia za porozumieniem stron rozwiązała kontrakt z Austriakiem, który zamknął warszawski rozdział swojej kariery pięcioma meczami ligowymi, jednym Pucharu Polski i dziewięcioma puszczonymi golami. Warszawa nie była dla niego idealna Ostatni mecz w Legii zaliczył 30 kwietnia. Zakończył się on porażką 1:2 ze Stalą w Mielcu, a Strebinger wydatnie się do takiego wyniku przyczynił, swoimi nieudanymi interwencjami. Choć Austriak rozwiązał kontrakt z Legią już na początku czerwca, to wciąż pozostaje bez pracy. - Sam poprosiłem o rozwiązanie umowy - przyznaje Strebinger. - Nie decydowały o tym względy sportowe. Mogę dawać z siebie wszystko, tylko wtedy, kiedy mam przy sobie najbliższych i w domu wszystko jest w porządku. Dzieci są na pierwszym miejscu. Mój najstarszy syn chodzi już do szkoły. Warszawa to miasto, w którym można mieszkać i jest nowoczesne, ale nie było dla nas idealne - dodał austriacki bramkarz w rozmowie z redakcją "Heute". Strebinger spędził większość swojej przygody w Polsce samotnie. - Rodzina odwiedzała mnie co tydzień, dlatego zdecydowałem się na Legię. Na dłuższą metę jednak takie rozwiązanie nie zdałoby egzaminu. Atak Rosji na sąsiadującą z Polską Ukrainę nie ma nic wspólnego z rozstaniem z Legią. Niczego się w Warszawie się nie bałem. Ale było dziwnie. Na początku mieszkałem w hotelu i nagle z dnia na dzień zrobił się on wypełniony do ostatniego miejsca. Znalezienie mieszkania też nagle stało się trudniejsze. Widziałem też coraz więcej samochodów z ukraińskimi tablicami rejestracyjnymi. - wspomina Strebinger. Austriak przez 6,5 roku bronił w Rapidzie Wiedeń, który w czwartek zmierzy się u siebie z Lechią Gdańsk w eliminacjach Ligi Konferencji. Musiał odejść, bo klub nie zaproponował mu przedłużenia umowy. - To była strategiczna decyzja klubu. Do czasu kontuzji barku we wrześniu 2021 r. Byłem numerem jeden. Kiedy wróciłem do formy, w bramce Rapidu nadal stawiano na Paula Gartlera i Niklasa Hedla. Powiedziano, że będzie mi ciężko. Ale nie jestem na nikogo zły, futbol taki właśnie jest. Wszyscy wiedzą, jak bardzo zależy mi na Rapidzie i oczywiście wolałbym w nim zostać - powiedział Strebinger. Nie boi się, że zostanie na lodzie Pytany o swoją przyszłość odpowiada: - Jestem otwarty, ale na razie nie dostałem propozycji, która by mnie zainteresowała. Przede wszystkim musi to odpowiadać dzieciom i być sportowym wyzwaniem. Nie chcę tylko grać w piłkę, żeby grać. To naprawdę musi być cały pakiet. Coś na pewno się wydarzy. Przez lata pokazałem, że jestem dobrym bramkarzem. Nie boję się, że zostanę na lodzie - powiedział Austriak. Strebinger zapewnia, że na bezrobociu się nie nudzi. - Teraz bardziej zaangażowałem się w moją szkołę bramkarzy, mam wiele planów z nią związanych i naprawdę lubię to robić. Interesuję się również odżywianiem. Obecnie jestem w radzie ekspertów sieci BILLA, gdzie wypróbowuję kilka przepisów wegańskich. Z dziećmi też spędzam wiele czasu, a do tego dochodzą jeszcze codzienne treningi - powiedział Strebinger. W tym tygodniu uda się on na obóz dla bezklubowych graczy zorganizowany przez związek zawodowy piłkarzy - VdF. Razem z nim trenować będzie Tobias Knoflach, z którym przez długi czas tworzyli duet bramkarzy Rapidu, a teraz obaj są na bezrobociu. - W futbolu sprawy dzieją się bardzo szybko. Na początku mówiono mi, że nie jestem wystarczająco dobry dla Rapidu, potem dostałem się nawet do kadry narodowej. Zmiany nie są rzadkością w życiu zawodowym. Może łatwiej mi to wszystko zaakceptować ze względu na rodzinę - kończy Strebinger.