Puchar Polski - sprawdź terminarz oraz wyniki! Było trochę sensacyjnie, ale raczej śmiesznie i nieudolnie. Przynajmniej przez pierwszą połowę. Do przerwy mistrzowie Polski niespodziewani przegrywali z pierwszoligowcem 0-1. A mogli nawet wyżej, bo Bytovia nie wykorzystała jeszcze jednej dobrej sytuacji. Sensacji jednak nie było. Przynajmniej, jeśli chodzi o wynik. No bo trudno inaczej niż w kategoriach niespodzianki oceniać dwie bramki zdobyte przez Hildeberto. Sympatyczny Portugalczyk to jeden z tych letnich transferów, które miały Legię przenieść na jeszcze wyższy poziom. Zamiast goli i asyst budził on jednak serdeczne śmiechy wśród kibiców, dorabiając się pieszczotliwej ksywki "Grubaska". Nawet, jeśli była ona nieco przesadzona, to przez ostatnie miesiące Berto nie dostarczył zbyt wielu powodów, żeby zacząć go traktować jako w miarę poważnego piłkarza. Tak też było w pierwszej połowie spotkania z Bytovią. Złośliwcy twierdzili nawet, że Romeo Jozak specjalnie wystawił go w pierwszym składzie, aby udowodnić Dariuszowi Mioduskiemu, że Portugalczyk nie nadaje się do niczego więcej niż wrzucania głupkowatych fotek na Instagram. Ale początek drugiej połowy pokazał, że Berto może też czasem pograć w piłkę. Pierwszy jego gol w barwach Legii nie okazał się jednak błyskiem wyjątkowego kunsztu i pokazem piłkarskich umiejętności. Hildeberto po prostu wepchnął piłkę do bramki po dobrym dośrodkowaniu Sebastiana Szymańskiego. Drugie trafienie też nie wymagało wielkich umiejętności, bo Berto trafił do pustej bramki po tym, jak piłkę wyłożył mu Łukasz Moenta. Oba trafienia Portugalczyka rozdzielił Szymański. Nastolatek z Łazienkowskiej był zdecydowanie najlepszym piłkarzem na boisku. Swoją klasę udowodnił w drugiej połowie jeszcze raz, strzelając czwartą bramkę głową. Co jeszcze po dzisiejszym meczu wie Jozak? Raczej nic nowego. W pucharowym spotkaniu szansę dostali dublerzy. Cristian Pasquato wprawdzie biega więcej niż do tej pory, ale raczej to, co robi na boisku, nie ma większego sensu. Tym samym były piłkarz Juventusu świetnie pasuje do miana jednej z większych pomyłek transferowych w historii polskiej piłki. Ale konkurencję ma bardzo mocną. W zimny wtorkowy wieczór przez ponad godzinę grał Armando Sadiku. Choć słowo "grał" wydaje się nieco na wyrost. Jeśli Jozak wpuścił go tylko po to, żeby przekonać się, jak bardzo Albańczyk nie nadaje się do zakładania koszulki z "elką" na piersi, to wyszło na jego. Sadiku zmieniła prawdziwa perła w koronie legijnych niewypałów transferowych czyli Daniel Chima Chukwu. 26-letni Nigeryjczyk nazywany też z racji wysokiego kontraktu zmorą działu księgowości, udowodnił, że dalej, jeśli będzie straszył, to nie z powodu strzeleckiego dorobku, a wysokich zarobków. Miesięcznie inkasuje grubo ponad 100 tysięcy złotych złotych.Niezależnie od wszystkich złośliwości Legia jest już w półfinale Pucharu Polski. Po wygranej w Bytowie 3-1, dziś pewnie po raz drugi ograła Bytovię, a wiosną zagra o przepustkę do wielkiego finału na PGE Narodowym. Z Warszawy Krzysztof Oliwa Legia Warszawa - Drutex-Bytovia Bytów 4-2 (0-1) 0-1 Janusz Surdykowski (26.) 1-1 Hildeberto (47.) 2-1 Sebastian Szymański (49.) 3-1 Hildeberto (63.) 4-1 Sebastian Szymański (71.) 4-2 Sebastian Kamiński (90.)