Jakie uczucie przeważa po zdobyciu mistrzostwa i Pucharu Polski - satysfakcja czy raczej troska o przyszłość?Bogusław Leśnodorski: Póki co, towarzyszą mi obydwa te uczucia. Wiadomo, że po takim sukcesie jest spora radość, ale z drugiej strony zdaję sobie sprawę z coraz większej odpowiedzialności. Jestem w Legii dosyć krótko, cały czas się uczę i nabieram doświadczenia. Każdego dnia dociera do mnie, że coraz więcej mam do zrobienia. Oczekiwania są bowiem ogromne, ale w tym klubie zawsze takie były. Nie wywiera pan presji na zespół, domagając się awansu do Ligi Mistrzów już w najbliższym sezonie... - Trzeba realnie oceniać własne siły. Nie chodzi nawet o Legię, ale o naszą ligę, która nie jest w stanie produkować zespołów regularnie występujących w elitarnych rozgrywkach. Oczywiście, jeżeli będziemy mieć korzystne losowanie i pojawi się szansa, to należy ją wykorzystać. Trzeba próbować, ale będzie trudno. Wystarczy spojrzeć na listę zespołów, które znajdą się w ostatniej rundzie eliminacji. Wiele z tych klubów przewyższa nas pod względem budżetu, organizacji czy doświadczenia. Jednak prędzej czy później awansujemy do LM. Mam nadzieję, że tego dożyję... (śmiech).Jakie są założenia na letnie okienko transferowe? - Chcielibyśmy pozyskać dwóch, trzech zawodników z zagranicy i jednego lub dwóch Polaków. Najbardziej brakuje nam typowego rozgrywającego. Poza tym liczymy, że trzech zawodników z Akademii Piłkarskiej dołączy latem do pierwszego zespołu.Zimą pozyskaliście graczy od najgroźniejszych rywali w walce o mistrzostwo. Nie obawia się pan jeszcze większej niechęci wobec Legii ze strony polskich klubów? - Nie obawiam się, a takie postrzeganie sprawy uważam za głupie. Według mnie każdy może grać, gdzie chce. Jestem święcie przekonany, że to, co robimy w Legii, jest dobre dla polskiej piłki. Nawet, jeśli czasami to się komuś nie podoba. Lech przecież postępuje podobnie i ma lepszy skauting od nas. Na pewno jednak nigdy nie będziemy stosować praktyk, jakie były na porządku dziennym u Józefa Wojciechowskiego, kiedy w Polonii nakręcał spiralę ogromnych wynagrodzeń. Przechodząc do Legii młodzi zawodnicy kierują się innymi przesłankami niż pieniądze.Czy w przypadku braku porozumienia z Inakim Astizem powróci temat sprowadzenia Marcina Wasilewskiego? - Nie wykluczam takiego rozwiązania. Osoba z tak mocnym charakterem i charyzmą na pewno w Legii przydałaby się. W najbliższych dniach spotykamy się z agentem Astiza i wówczas będziemy wiedzieć więcej. Zobaczymy jeszcze, jaka będzie przyszłość Marko Sulera. Z nim również mam rozmawiać o ewentualnym pozostaniu lub odejściu, choć kontrakt ma ważny jeszcze dwa lata. Potencjał ma ogromny, ale nie potrafi go wykorzystać. Jeśli będzie chciał zostać, to będziemy musieli znaleźć taką formułę, by to lepiej funkcjonowało.W niedzielę z kibicami pożegna się Danijel Ljuboja. Czy jego nocny wypad z Radovicem do jednego z warszawskich lokali nie był po myśli władz klubu? - To jedna z największych bzdur, jakie słyszałem. Przecież jego kontrakt i tak się kończy. To, co zdarzyło się tamtej nocy, nie miało żadnego znaczenia. Bonusy finansowe za strzelenie bramki już się wyczerpały, bo przekroczył limit. Można się doszukać jednego pozytywu w związku z tą sytuacją - to wyraźny sygnał dla młodych piłkarzy, że w Legii nie ma żartów. Wydaje się, że bardziej niż zawodników z charakterem Ljuboi ceni pan graczy typu Marka Saganowskiego... - Zdecydowanie tak. Podoba mi się gra Furmana, Bereszyńskiego czy Łukasika. Uważam, że w polskiej lidze musimy postawić na ambitnych chłopaków. Nic bowiem nie wskazuje na to, że dorównamy pod względem piłkarskim europejskiej czołówce. Będziemy bazować na graczach silnych psychicznie i fizycznie. Jakie role w Legii będą pełnić Michał Żewłakow i Aleksandar Vukovic? - Michał będzie osobą odpowiedzialną za skauting i transfery. Z Vukovicem też chcemy współpracować, ale nie wiem jeszcze, w jakiej formule. Jest blisko klubu, ale nie będzie naszym etatowym pracownikiem. W Legii sprawdził się pozyskany zimą z Lecha Bereszyński. Jakie są szanse na sprowadzenie z poznańskiego klubu Karola Linettego, Tomasza Kędziory czy Marcina Kamińskiego? - Interesujemy się również Aleksandrem Wandzelem, który leczy kontuzję, ale jest obecnie najlepszym bramkarzem młodego pokolenia. Z Karolem próbowaliśmy się porozumieć już w zeszłym roku. Każdego z nich obserwujemy, ale oni mają ważne kontrakty z "Kolejorzem". Wydaje mi się, że oczekiwania Lecha będą obecnie zbyt wysokie, a i my nie mamy ciśnienia, by pozyskać ich już latem. To są na tyle młodzi piłkarze, że równie dobrze mogą trafić do nas za dwa, trzy lata. Na pewno nie będziemy przepłacać. Możemy spokojnie poczekać aż skończą się im umowy. Polonia Warszawa nie dostała licencji na grę w ekstraklasie. Czy ktoś pójdzie śladami Brzyskiego i Dwaliszwilego? - Pozyskania Miłosza Przybeckiego w ogóle nie rozważaliśmy. Natomiast w sprawie Pawła Wszołka wstrzymujemy się z rozmowami. Czekamy na rozwój wypadków. Na pewno jest to bardzo utalentowany chłopak i jeśli poukłada sobie kilka spraw w głowie oraz skoncentruje się na piłce, to dużo może osiągnąć. Jak wyglądają negocjacje z trenerem Janem Urbanem w sprawie przedłużenia kontraktu? - Jeszcze ich nie rozpoczęliśmy, ale w poniedziałek, dzień po zakończeniu sezonu, usiądziemy do rozmów. Jakie jest pańskie największe marzenie, jeżeli chodzi o Legię? - Na pewno chciałbym stworzyć podwaliny klubu, który byłby marką samą w sobie niezależnie od tego, kto jest trenerem lub prezesem. A nie marzy się panu udział Legii w finale Ligi Europejskiej na Stadionie Narodowym w Warszawie za dwa lata? - To bardzo odległe marzenie. Pod względem sportowym czułbym się spełniony, gdybyśmy zagrali choć w półfinale. Jednak nie łudźmy się - żeby to osiągnąć, potrzeba wielu lat pracy. Nie mam wątpliwości, że jeżeli brać pod uwagę inne kryteria, jak np. stadion, kibice, organizacja, to już powinniśmy grać na wysokim poziomie. Dąży pan do sytuacji, w jakiej Legia dominowałaby w naszej lidze, podobnie jak kilka lat temu Wisła Kraków? - Gdybyśmy mieli ligę z kilkoma bardzo mocnymi zespołami, z czego trzy regularnie grałyby w europejskich pucharach, to nawet czasami drugie miejsce nie byłoby problemem. Wiele zależy od tego, z kim rywalizuje się na co dzień. Marzy mi się silna ekstraklasa, która przygotowywałaby kluby do europejskich pucharów. Chciałbym, żeby było np. sześć drużyn, których rywalizacja byłaby zacięta, emocjonująca i stała na wysokim poziomie, by w nich w większości grali kadrowicze. Cała liga musi się rozwijać, a nie tylko Legia. Reforma Ekstraklasy SA jest szansą na taki rozwój? - Podjęto próbę i skutki będą widoczne za rok. Na pewno zagramy więcej meczów. Jeśli się nie powiedzie, to będziemy bogatsi o jakieś doświadczenie i powrócimy do poprzedniej formy rozgrywek. Wracając do Wisły Kraków, to jej dominacja wynikała głównie z dużych nakładów finansowych Bogusława Cupiała. Jaki jest pomysł na finansowanie Legii? - Zmieniły się czasy. Teraz jesteśmy na tyle silną i rozpoznawalną marką, że wiara sponsorów, kibiców powoduje, że powinniśmy być samowystarczalni. A o tym, że duże pieniądze nie gwarantują sukcesu, chyba już wszyscy się przekonali. W Lubinie klub dostaje co roku od sponsora 35 milionów złotych i zdecydowanie wyprzedza go znacznie biedniejszy Piast Gliwice. Stawiam tezę, że jakby każdy z polskich klubów dostał po cztery, pięć milionów euro, to żaden nie grałby lepiej. Większość naszych klubów jest kompletnie nieprzygotowana, aby skonsumować takie pieniądze, bo trzeba umieć je wydawać. Rozmawiał Marcin Cholewiński