Takie wydarzenia już nigdy nie powinny mieć miejsca w cywilizowanych społeczeństwach, niestety po raz kolejny doszło do skandalicznych scen, co gorsza z udziałem kibiców polskiego klubu. Tło sprawy jest jednak złożone, bo chodzi też o to, jak rozwijała się sprawa z przyzwoleniem fanom Legii na obejrzenie meczu 5. kolejki Ligi Konferencji z Aston Villą z wysokości trybun w Birmingham. Anglicy relacjonują dramatyczny przebieg starć z sympatykami Legii Warszawa Wydarzenia eskalowały od kilku tygodni, a punktem zapalnym była sytuacja związana najpierw ze zmianą decyzji w sprawie przydziału biletów i okrojeniem ich mimo wcześniejszych ustaleń. Przypomnijmy, że Legia szukając rozwiązania kompromisowego wyszła z propozycją otrzymania 1700 biletów, co miało odpowiadać dokładnie liczbie kibiców Aston Villi, którzy gościli w Warszawie. I ta propozycja została oficjalnie przyjęta, jednak 2 listopada nastąpiła nieoczekiwana wolta. Wicemistrz Polski otrzymał informację, że pulę biletów zmniejszono do 890. "Zamiast rozładowywać potencjalne napięcia przed meczem, restrykcyjne środki zastosowane przez Aston Villę jako klub-gospodarza niepotrzebnie zaostrzają atmosferę. Naszym zdaniem takie środki przynoszą efekt przeciwny do zamierzonego i są bezpodstawne" - oponował polski klub. Niestety krótko przed meczem okazało się, że kibice Legii nie zostaną wpuszczeni na stadion, bowiem sytuacja eskalowała i doszło do stać z policją. Relacje w mediach z Wysp Brytyjskich brzmią przerażająco. W dalszej części sprawozdania poczytny tabloid pisze o tym, że "kibice Legii Warszawa wpadli w szał krótko przed meczem". Do konfrontacji doszło w pobliżu stadionu, gdzie miał miejsce wybuch zamieszek. "Miały miejsce przerażające sceny" Z kolei "Daily Mail" relacjonuje, że część kibiców po tym, jak w mediach społecznościowych pojawiła się informacja o odmowie wpuszczenia na obiekt, przedarła się do środka stadionu i zaczęła rzucać różnymi przedmiotami w sympatyków Aston Villi. "Niestety miały miejsce przerażające sceny, w których kibice niebezpiecznie rzucali flarami i innymi rakietami w naszych funkcjonariuszy. Ze względu na skrajną przemoc nie było innego wyjścia, jak uniemożliwić kibicom gości wejście na stadion. Bezpieczeństwo nas wszystkich jest naszym priorytetem i najwyraźniej nie mieliśmy innego wyjścia" - powiedział cytowany w dzienniku dowódca meczu, starszy inspektor Tim Robinson. "Nigdy nie będzie miejsca na tak przerażające zachowanie" - dodał.