Było już grubo po północy w piątek, gdy do kraju dotarły pierwsze informacje o gigantycznym skandalu, do jakiego doszło przed stadionem w Alkmaar. Holenderska policja z nieustalonych przyczyn zaatakowała piłkarzy, trenerów i działaczy Legii. Fragmenty brutalnej interwencji zostały zarejestrowane telefonami komórkowymi przez świadków, w tym obecnych na miejscu polskich dziennikarzy. Wedle ich relacji, prezes Dariusz Mioduski miał zostać uderzony w twarz. Na pewno naruszono jego nietykalność cielesną, co widać na jednym z filmów. Został sponiewierany w pobliżu klubowego autokaru, wymierzano mu ciosy policyjną tarczą. Następnie dwaj piłkarze "Wojskowych" - Josue i Radovan Pankov - zostali aresztowani. Skutych kajdankami przewieziono ich do komisariatu. Długo nie było wiadomo, dlaczego służby zatrzymały tych dwóch zawodników, ale wraz z upływem kolejnych godzin z Holandii docierały nowe informacje. Okazało się, że Portugalczyk i Serb byli podejrzani o pobicie stewarda. Jan Tomaszewski grzmi po skandalu w Alkmaar. Zaapelował do fanów Legii Strona polska podważała wiarygodność tych doniesień. Legia od początku starała się wydostać na wolność swoich zawodników - w tym celu w Holandii pozostali kierownik drużyny i jeden z prawników. W ciągu dnia klub wynajął też jedną z najlepszych niderlandzkich kancelarii adwokackich, która miała bronić interesów piłkarzy. Ostatecznie zarówno Josue, jak i Pankov zostali zwolnieni z aresztu. Około godziny 20 wsiedli oni do samolotu i późnym wieczorem zameldowali się w stolicy Polski. Josue i Pankov na transparencie w Holandii Wydarzenia z Alkmaar odbiły się szerokim echem w Holandii. Do losu Josue i Pankova postanowili nawiązać między innymi kibice ADO Den Haag. Drugoligowiec wygrał w piątkowy wieczór 2:1 z TOP Oss, a na trybunach w Hadze pojawił się wymowny transparent. Warto dodać, że ADO Den Haag od lat ma tak zwaną kibicowską zgodę z Legią Warszawa. Fani z Polski regularnie pojawiają się na trybunach obiektu w Hadze. Można więc z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że to oni zainicjowali akcję z transparentem. Jakub Żelepień, Interia