Z Pablopavo można godzinami rozmawiać o piłce nożnej i muzyce. Pewnie jemu samemu ciężko byłoby wskazać, co jest dla niego ważniejsze. Futbol to dla niego przede wszystkim Legia Warszawa i wizyty przy Łazienkowskiej. - Na pierwszy mecz poszedłem w 1985 roku. Przegraliśmy z Widzewem 0-1, ale mimo porażki zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Dariusz Dziekanowski był moim pierwszym idolem i pomimo różnych jego perypetii do dziś dałbym się za niego pokroić. Bo to miłość na całe życie - rozpoczyna naszą rozmowę. Od tego czasu jest stałym bywalcem warszawskiego stadionu, jednak zabraknie go na piątkowym meczu z Koroną Kielce. Nie pozwalają obowiązki. Właśnie jest w trasie koncertowej promującej swój ostatni album "Polor". - Staram się tak planować granie, żeby obejrzeć mecz na żywo. Tym razem się nie udało, ale będę czekał na SMS-y od kolegów, którzy będą na stadionie i pewnie parokrotnie zerknę na telefon w przerwie między piosenkami - dodaje muzyk znany także z zespołu Vavamuffin. INTERIA.PL: Po zimowej przerwie ligowcy wracają na boiska. Stęskniłeś się? Pablopavo (muzyk, kibic Legii): - Cieszę się, bo jestem od naszej kochanej ligi uzależniony. Jak zawsze wyczekuję pierwszego meczu. Później pewnie mój entuzjazm będzie malał, ale na razie jestem pozytywnie naładowany Twoja ukochana Legia zaczyna od meczu z Koroną Kielce. Czego spodziewasz się po pierwszym meczu? - Pewnie jak to przeważnie bywa przy inauguracji będzie meczenie buły i może uda się wygrać 1-0. Ale tak naprawdę nikt nie wie, co pokaże Legia. Sparingów nie było dużo, poza tym nie ma co do nich przywiązywać zbyt wielkiej wagi. Pamiętam takie sezony, gdy wygrywaliśmy wszystko w okresie przygotowawczym, a w lidze nie szło już tak dobrze. Co do stylu gry to ponoć ma być zupełnie inaczej. Bardziej po angielsku niż hiszpańsku. Sam jestem ciekaw, bo jest paru piłkarzy jak chociażby Ojamaa, którym łatwiej będzie się odnaleźć w takiej taktyce. Ciekawi mnie, jak poradzą sobie Miro Radović czy Pinto. Na moje oko laika nie są to piłkarze stworzeni do takiego stylu jaki preferował Berg w Manchesterze United. Podoba Ci się zamiana Jana Urbana na Henninga Berga? - To, co zrobiono z Urbanem nie było fair. W końcu to trener, który zdobył z Legią mistrzostwo i Puchar Polski, a jak wiemy za często takie osiągnięcia nie zdarzają się przy Łazienkowskiej. Ci, którzy mają trochę oleju w głowie na pewno będą go miło wspominać, bo za jego kadencji drużyna rozegrała sporo fajnych meczów. Z drugiej strony mam zaufanie do prezesa Leśnodorskiego. Chciał zmienić nieco model działania całego klubu, dlatego zatrudnienie Berga uważam za ciekawe rozwiązanie. No ale wywalono z pracy trenera, którego zespół po rundzie jesiennej prowadził w tabeli. - Uważam, że Urban powinien pozostać na stanowisku, zwłaszcza że sam podkreślał w wywiadach, że nie będzie chciał przedłużać kontraktu i odejdzie po sezonie. W piłce jednak nie ma sentymentów. Berg był do wzięcia, więc prezes nie chciał czekać, bo za pół roku pewnie Norweg miałby już inną pracę. Z kolei można było się wstrzymać, bo teraz zwolnił się Michael Laudrup (śmiech). Z Bergiem nie będzie tak jak z Danem Petrescu? Nie oszczędzał piłkarzy Wisły, więc ci wyprosili u prezesa dymisję trenera. - W Legii nie ma aż tylu "doświadczonych" polskich piłkarzy. Jest duża grupa chłopaków z zagranicy, która grała już trochę na zachodzie czy południu Europy. Z drugiej strony są też młodzi, jeszcze nie tak bardzo zmanierowani. Pewnie moi koledzy piłkarze się obrażą, ale uważam, że w Polsce za mało się pracuje. Widać to po każdym wywiadzie z młodym zawodnikiem, wyjeżdżającym do poważniejszej ligi. Są wielkie oczy, że tutaj aż tak się zasuwa, obciążenia trzy razy większe. To znaczy, że coś jest nie tak z pracą z piłkarzami w naszej lidze. Dlaczego oni mają zapieprzać w Niemczech a nie w Legii? Przecież tutaj też się dobrze zarabia, nie grają za średnią krajową tylko czasem za 50 razy tyle. Może bezpieczniej byłoby pozostawić na Polaka? - Nie sądzę, aby był lepszy trener do wzięcia niż Urban. Skorża już tu był i wszyscy pamiętamy jak to się skończyło. Kto inny? Czesław Michniewicz? Bardzo go szanuję, ale to chyba nie byłaby nowa jakość. Dobrze, że wzięto trenera z Zachodu z dużym nazwiskiem. Łatwiej będzie mu o autorytet niż np. Michałowi Probierzowi. Co najbardziej podoba Ci się w Bergu? - Najciekawsze w nim jest to, że potrafił wielu chłopaków ze słabszych norweskich klubów doprowadzić do transferów do poważniejszych lig. To mogło być decydujące przy jego zatrudnieniu, choć wtedy miał łatwiej, prowadząc drużyny, które mogły bujać się gdzieś w środku tabeli. Tutaj nie ma już takiego komfortu, musi być mistrzostwo. Chciałbym, żeby Legia pod jego wodzą była pazerna na gole i punkty. Tak jak to jest w Anglii, że nawet prowadząc kilkoma golami zespół dąży do zdobywania następnych. Legia ma pięć punktów przewagi nad Górnikiem. Wyobrażasz sobie, że nie zdobędzie mistrzostwa? - Niestety tak. Przeżyłem już nie takie historie. Wszyscy pamiętamy słynny mecz z Widzewem w drugiej połowie lat 90. i niedawną porażkę z Lechią w Gdańsku za czasów Skorży. Było też tak bodaj w 1989 roku, że w składzie mieliśmy kilkunastu reprezentantów, a sezon skończyliśmy na piątej pozycji. Może być różnie. Wisła się wzmocniła, choć nie sądzę, aby włączyła się do walki o mistrza, ale cholera wie, bo Smuda w naszej lidze potrafi odstawiać nie takie numery. Ciągle Lech nieźle wygląda na papierze. 70 procent szans na mistrzostwo ma Legia, ale trzeba to udowodnić na boisku. W klubie są też nowi właściciel. Zdziwiło Cię to, że Bogusław Leśnodorski i Dariusz Mioduski przejęli drużynę od ITI? - Wątpliwości są dwie. Pierwsza jest taka - czyje to są pieniądze, druga - za jaką sumę kupiono udziały od ITI. Niby odpowiedzi zostały udzielone, ale mnie one nie przekonały. Na pewno cieszy mnie to, że panowie Leśnodorski i Mioduski przejęli klub, bo to zaangażowani kibice, którym dobro Legii będzie leżało na sercu, ale do prowadzenia takiego klubu trzeba mieć ogromne pieniądze. To są bogaci ludzie, ale nie aż tak, żeby kupić sobie Legię. Krążą przeróżne plotki, że jest to forpoczta jakiegoś innego inwestora. Wierzysz w nie? - Jakbym był Katarczykiem, to wiedziałbym, że jest trochę klubów do kupienia w Championship czy innej poważniejszej lidze. Z drugiej strony, posiadać drużynę w stolicy dużego europejskiego państwa, w których chce się zacząć inwestycje... To ma sens. Trochę podobnie zrobiło kiedyś Daewoo. Nie jest to dla mnie całkowite science-fiction. Jedno jest pewne. Potencjał Legii jest na tyle duży, że powinna regularnie wychodzić z grupy Ligi Europejskiej i raz na jakiś czas kwalifikować się do Ligi Mistrzów. Mam nadzieję, że nowi właściciele, kimkolwiek są, do tego doprowadzą. Jest nowy trener, nowi właściciele, ale stare problemy. Niedawno wojewoda mazowiecki Jacek Kozłowski znów pogroził palcem, że może zamknąć stadion. - Co mogę powiedzieć, żeby go nie obrazić? Gdyby traktowano kierowców tak jak kibiców, to autostrady byłyby zamknięte, bo ktoś jechałby po pijanemu, albo zapomniał o włączeniu kierunkowskazu. To jakiś nonsens. Chodzę na Legię od ponad 20 lat. Nigdy nie było tak bezpiecznie jak teraz. Stadiony kosztowały kupę kasy, zostały zbudowane za publiczne pieniądze, więc zrzuciliśmy się na nie wszyscy, a teraz chce się nam obrzydzić przychodzenie na mecze. Może kibice na Legii powinni zrezygnować z rac? - To nie do mnie pytanie. Oni mają swoją hierarchię, do której nie należę. Jestem "Januszem", siedzącym z kolegami w swoim wieku, a nie młodym ultrasem. Zarzuty wobec kibiców są czasem tak idiotyczne, że trudno tym ludziom nie kibicować. Takiej paranoi jak u nas nie ma nigdzie na świecie. Wiosną czeka nas osiem spotkań i potem podział ligi na grupę mistrzowską i spadkową. Podoba Ci się ten pomysł? - Dzielenie punktów jest dyskusyjne, bo mistrzem może zostać zespół, który wcale nie zgromadził ich najwięcej. Przynajmniej wreszcie mamy więcej meczów, piłkarze się nie nudzą. Chyba powinniśmy zostać przy tym rozwiązaniu. Jak słyszę, że się nie da, bo jest za dużo kontuzji, to trzeba zmienić sposób trenowania. W Anglii obciążenia są jeszcze większe i nikt nie narzeka. Nie podobało mi się dziwne rozplanowanie terminarza. Wiem, że wymaga tego telewizja, ale granie mecz w czwartek o godz. 15 jest bez sensu. Gdybym ja zaplanował koncert na taką godzinę, to nikt by na niego przyszedł. Stadiony też świecą przez to pustkami. Powinno się grać od piątku popołudniu do niedzieli. Przecież jest to rozrywka dla ciężko pracujących ludzi. Rozmawiał: Krzysztof Oliwa 11na11.pl - typuj wyniki spotkań Ekstraklasy