Po remisie w regulaminowym czasie gry (było 1:1) oraz dogrywce przez pięć podstawowych kolejek konkursu karnych nie pomylił się żaden z piłkarzy. Zawodnicy obu drużyn byli bezbłędni, a to oznaczało, że karne trzeba wykonywać dalej, tak długo, aż w końcu przyniosą rozstrzygnięcie. Jak się okazało, nastąpiło ono w szóstej serii, gdy Maciej Rosołek skierował piłkę do siatki, a nie potrafił tego zrobić Stefan Gartenmann z Midtjylland, zatrzymany przez Kacpra Tobiasza. Chwilę później polski bramkarz fetował już razem z kolegami wygrany dwumecz z rywalem z Danii, a tym samym awans do fazy grupowej Ligi Konferencji. Właśnie Tobiasz zostanie zapamiętany ze spotkań z Midtjylland jako główny bohater, ale konkurs karnych miał swoją dodatkową dramaturgię. Bidon, z którego korzystał bramkarz polskiej drużyny, nie był bowiem zwykłym bidonem - niespełna 21-letni piłkarz przykleił na nim... ściągę z rozpiską sposobu wykonywania karnych przez rywali. Na bidonie znalazły się numery i nazwiska poszczególnych piłkarzy duńskiego klubu, a także przede wszystkim proste rysunki bramki z zaznaczonymi miejscami, gdzie przeciwnicy do tej pory uderzali. Legia walczy nie tylko za siebie. Sądne dni dla krajowego rankingu Bidon ze ściągą zniknął. Był schowany... pod reklamą Konkurs karnych miał się dopiero rozkręcać, gdy Tobiasz zauważył, że jego bidon zniknął. Bramkarz Legii sygnalizował zamieszanie sędziemu, a po chwili wszystko było już jasne. Okazało się, że... bidon-ściąga został schowany przez Jonasa Lössla, bramkarza gości, który zauważył, że golkiper warszawskiej drużyny ma dodatkową pomoc i postanowił nie ułatwiać mu zadania. Całą sytuację zauważył jednak Marcin Łagowski, fotoreporter będący akurat za bramką i uwieczniający rzuty karne. Co ciekawe, Tobiasz nie zdołał obronić karnych wykonywanych przez tych piłkarzy, których nazwiska miał przyklejone na bidonie. Polski bramkarz nie mógł się za to przygotować na strzał Stefana Gartenmanna, gdyż akurat jego na ściądze nie było. I właśnie strzał tego zawodnika Tobiasz zdołał obronić, choć musiał zaufać wyłącznie swojej bramkarskiej intuicji. Premier pogratulował Legii awansu. "Warszawa kocha zwycięzców"