Legia Warszawa, jadąc do Kosowa, była w dość komfortowej sytuacji. Przed tygodniem "Wojskowi" wygrali bowiem u siebie 2:0 i mieli bezpieczną zaliczkę. Gdyby wykazali się choć nieco lepszą skutecznością, przy Łazienkowskiej spokojnie mogłoby być nawet i 4 czy 5:0. Pudłowali jednak na potęgę i skończyło się na tylko dwóch bramkach. - Kiedy jest się faworytem, trzeba mieć dojrzałość, aby nie stracić głupiej bramki, nie złapać czerwonej kartki. To wydaje się proste, ale takie nie jest. Słabsza drużyna nie ma niczego do stracenia - tłumaczył wówczas Goncalo Feio. Portugalczyk i jego podopieczni muszą mieć jednak świadomość, że wymagania kibiców Legii są wysokie. W Kosowie oczekiwali oni nie tylko awansu, ale i zwycięstwa podlanego dobrą grą. Jednocześnie musieli oni być czujni - rywale potrafią bowiem zaskoczyć po stałych fragmentach gry, co kilkukrotnie w tegorocznych eliminacjach pokazali. Przykład ich wyćwiczonych schematów zobaczyliśmy już w trzeciej minucie - bliski trafienia był wtedy Juan Mesa. Drita - Legia. Nudna i bezbarwna pierwsza połowa Legia odpowiedziała bardzo groźną akcją 10 minut później. Świetnie grę zdynamizował Luquinhas, który oddał piłkę w polu karnym Blazowi Kramerowi. Ten wycofał natomiast do Pawła Wszołka, który miał - wydawało się - idealną sytuację strzelecką. Przestrzelił jednak fatalnie i wciąż było 0:0. Holendrzy informują o "polskich chuliganach". To jest "obszar zagrożenia" Kolejne minuty mijały, a mecz wciąż nie porywał. Legia grała bez pomysłu, powoli i leniwie. Drita próbowała natomiast wykorzystać apatię polskiej ekipy, ale wyraźnie brakowało jej jakości. To ratowało zresztą "Wojskowych" - gdyby rywal był nieco mocniejszy, piłkarze z Warszawy musieliby się już z pewnością martwić o wynik. Tymczasem ten pozostawał bez zmian - 0:0. Legia Warszawa zagra jesienią w Europie W drugiej połowie gra wyglądała podobnie. Jedyna różnica była taka, że coraz śmielej na boisku poczynali sobie gospodarze. Trener Feio starał się więc pobudzić swoją drużynę roszadami personalnymi. W 63. minucie wpuścił na boisko Marka Guala i Ryoyę Morishitę. Chwilę później Portugalczyk posłał do boju także Tomasa Pekharta. To nie przynosiło jednak rezultatów. Wynik wciąż pozostawał bez zmian, a oczy kibiców krwawiły od patrzenia na grę Legii. Nie pomogła nawet czerwona kartka, którą w 77. minucie obejrzał Rron Broja z zespołu Drity. Warszawianie gola wcisnęli w samej końcówce. W pierwszej minucie doliczonego czasu gry do siatki trafił Pekhart i ustalił wynik dwumeczu na 3:0. Legia zagra więc jesienią w pucharach. Losowanie fazy ligowej LK odbędzie się w piątek w Monako. Początek ceremonii zaplanowano na godzinę 14:30. Jakub Żelepień, Interia