- Będzie bez szaleństw, bo moja narzeczona jest w ósmym miesiącu ciąży i nie chcemy ryzykować. Pojedziemy do Austrii, ale nie jeździć na nartach, a pochodzić po lasach. Większość czasu spędzimy jednak w Polsce, może zrobimy jeszcze jakiś wypad na Mazury - powiedział słowacki piłkarz, który najchętniej czas spędza we własnym ogrodzie. - Lubię pokopać grządki. Jestem spokojny z natury, całe dzieciństwo spędziłem na wsi. W tym roku tylko raz mnie poniosło, w ostatnim meczu ligowym z PGE GKS Bełchatów - przyznał. Tuż przed końcem ostatniego meczu przed zimową przerwą na Łazienkowskiej pochodzący z Hondurasu Carlos Costly brutalnie sfaulował Jakuba Rzeźniczaka, a Mucha pozwolił sobie na skomentowanie całej sytuacji, za co dostał od sędziego żółtą kartkę. - On mógł mu nogi połamać! Za takie zagranie powinien być zawieszony na pół roku. Wiem, że nie zareagowałem najlepiej, ale... nie miałem jeszcze żółtej kartki, więc zdecydowałem się na sprincik w jego kierunku - dodał Mucha. Rok 2008 ocenia bardzo dobrze, zarówno pod względem sportowym, jak i osobistym. - Mam za sobą najlepszy rok w karierze. 17 stycznia otrzymałem po raz pierwszy powołanie do reprezentacji Słowacji, ale odniosłem też pierwszą w życiu kontuzję. Wywalczyłem miano pierwszego bramkarza w Legii i rozegrałem w jej barwach wszystkie mecze. Bardzo się z tego cieszę i teraz łatwo nie oddam miejsca - zaznaczył. Słowak przyznał jednak, że nie zawsze było tak przyjemnie. - Jestem zawodnikiem, dla którego najważniejsze są regularne występy i czynny udział w rywalizacji. Dlatego czasami było ciężko. Spędziłem dwa lata na ławce rezerwowych, a niektórzy dziennikarze po odejściu Łukasza Fabiańskiego twierdzili, że nie dam rady go godnie zastąpić. Mam nadzieję, że udowodniłem swoją wartość - powiedział 26-letni piłkarz. Z jesiennej rundy najbardziej w pamięci pozostały mu dwa spotkania - przeciwko Lechowi Poznań na wyjeździe i Wiśle Kraków na własnym stadionie. - Nie ze względu na końcowy wynik, a na kibiców. Oba mecze odbyły się przy komplecie publiczności. Dla takich chwil się trenuje i na nie się czeka. Lubię mecze z trudnymi rywalami, przy pełnych trybunach, gdy są emocje, adrenalina i dużo się dzieje - wspomniał. Mucha przyznał, że myśli o tym, by opuścić wicemistrza Polski. - Oczywiście chciałbym spróbować czegoś nowego, sprawdzić się na Zachodzie, w lepszej lidze. Zobaczymy, jak się życie potoczy, ale Legia to uznana marka i stąd łatwiej wyjechać. Z reguły po dwóch latach bramkarze opuszczają Łazienkowską. Kto wie, czy nie podtrzymam tej tradycji... - zastanawiał się. Jego zdaniem, gdyby piłkarska drużyna składała się tylko z bramkarzy to Polska byłaby mistrzem świata. - Nie wiem, czy jakikolwiek inny kraj ma tylu uznanych zawodników na tej pozycji - podkreślił Mucha. Z polskiej ligi najwyżej ocenia umiejętności Sebastiana Przyrowskiego ze stołecznej Polonii. - Myślę, że przyszłość należy do niego i długo nie pogra w polskiej lidze. Wiele potrafi także mój kolega z Legii Kostia Machnowski. Jeżeli Ukrainiec wytrzyma presję, to będzie znakomitym bramkarzem, jednym z najlepszych w Europie. Ja w jego wieku umiałem znacznie mniej - zakończył.