Na początek trochę osobistych wspomnień, bo te wróciły, gdy oglądałem spotkanie Legii z ekipą Zrinjski w Mostarze. Między innymi na tym samym stadionie w 1989 roku przeżyłem niesamowitą, ale niestety nie zakończoną szczęśliwie przygodę w barwach Celticu Glasgow. W Pucharze Zdobywców Pucharów trafiliśmy na Partizan Belgrad. Ekipa ze stolicy Serbii (wówczas jeszcze Jugosławii) ze względu na chuligański incydent (w poprzednim sezonie jeden z kibiców trafił zapalniczką w głowę Giuseppe Gianniniego z AS Roma) nie mogła rozgrywać meczów na własnym stadionie. Padło na Mostar, gdzie przegraliśmy 1:2. W rewanżu musieliśmy więc wygrać dwoma bramkami. Strzeliłem w nim cztery gole, ale okazało się to niewystarczające, bo mecz zakończył się zwycięstwem Celticu 5:4 a wówczas obowiązywała zasada, że przy równej liczbie goli w dwumeczu awansuje ten, który strzelił więcej na wyjeździe. Wspomnienia wróciły, bo patrząc na ten obiekt i zachowanie kibiców niewiele się zmieniło. Jednak szczęście na boisku tym razem było po stronie Legii, która wygrała 2:1 i wywiozła trzy punkty. Mam nadzieję, że w rewanżu w Warszawie gospodarzom uda się zdobyć pięć bramek... Nie da się ukryć, że ekipa Kosty Runjaica wpadła w lekki dołek. Po świetnym początku, kiedy Legia strzelała mnóstwo goli i dzięki temu obrońcom płazem uchodziły błędy popełniane w ostatnich tygodniach. Niestety, ten płomień ofensywny lekko przygasł i niewiele zmieniło się z tyłu, to znaczy gra defensywna wciąż wygląda niezbyt dobrze. To jest lekko niepokojące, bo przez te błędy w defensywie uciekają rywale Legii w Ekstraklasie. Co prawda różnica wciąż jest niewielka, a wicemistrzowie Polski mają w zanadrzu jeden mecz. Mam nadzieję, że nie dojdzie do powtórki sytuacji sprzed dwóch lat, kiedy wiosną, ekipie prowadzonej wówczas przez Czesława Michniewicza, zajrzało w oczy widmo spadku. Tak źle na pewno nie będzie, ale w obecnej sytuacji nawet brak mistrzowskiego tytułu będzie porażką. Legia ma wystarczająco szeroki skład, by rywalizować skutecznie na obu frontach. Dlatego też czwartkowa wygrana w Mostarze była niezwykle ważna od strony mentalnej. Bo kiedy nogi są lekko zmęczone sezonem, to przegrane sprawiają, że stają się jeszcze cięższe, zaś wygrane, nawet w niezbyt efektownym stylu, są ogromnym zastrzykiem energii. Legia bardzo potrzebowała takiego pozytywnego wzmocnienia. Trener Runjaic w meczu w Bośni postanowił lekko wstrząsnąć składem. Podziałało, ale wciąż po spotkaniach Legii głowię się i próbuję znaleźć odpowiedź na pytanie: co trener miał na myśli? Dlaczego jest tyle rotacji z tyłu? Dlaczego tak wiele meczów na ławce rezerwowych zaczyna Ernest Muci? Przecież gdy brakuje Josue, jest on jednym z tych zawodników, który najwięcej wnosi z przodu - jest bardzo kreatywny, ma ciąg na bramkę, dobrą technikę i strzał z dystansu. Tymczasem w spotkaniu z liderem Ekstraklasy, czyli Śląskiem Wrocław Albańczyk wchodzi na ostatnie kilkanaście minut zastępując Macieja Rosołka. Nie rozumiem dlaczego częściej od Muciego w wyjściowej jedenastce wychodzi Patryk Kun. Mam nadzieję, że po tym okresie rejsu po wzburzonych wodach kapitan (czyt. trener) wie lepiej i obiera właściwy kurs....