Była 86. minuta meczu kiedy na i tak głośnym stadionie Legii, tumult stał się nie do zniesienia. Na boisku po raz pierwszy od 25 września 2013 pojawił się Marek Saganowski. Sto dwadzieścia sekund później na trybunach zaczęło się święto, zupełnie jak gdyby wojskowi właśnie zapewnili sobie mistrzostwo Polski. A to był tylko gol. Ale dla niego i dla kibiców aż gol. Saganowski nie dość, że wrócił do gry, to jeszcze w jednym z pierwszych kontaktów z piłką pokonał Wojciecha Kaczmarka. - To dla mnie mega radosny wieczór. Kiedy wchodziłem na murawę, ciarki przechodziły mnie po plecach. Przywitanie kibiców było niesamowite - mówi napastnik Legii. A wielu postawiło już na nim krzyżyk. 25 września 2013 roku w drugiej połowie meczu z Jagiellonią został brutalnie sfaulowany przez Jakuba Tosika. Decyzja lekarzy była jak wyrok - zerwane więzadła w kolanie i co najmniej pół roku przerwy. Dla młodego zawodnika to tylko sześć miesięcy, ale dla Saganowskiego, który wtedy miał już na karku ponad 35 lat, to prawdziwa wieczność. "Sagan" w piłkarskim życiu wiele doświadczył od losu, przyznaje, że tym razem było najtrudniej się pozbierać. - Ostatni okres rehabilitacji był dla mnie najbardziej wymagający. Jednak ten moment, kiedy wszedłem na boisko i do tego strzeliłem gola, zrekompensował mi wszystkie wyrzeczenia, hektolitry potu na siłowni i całe poświęcenie, które powziąłem, aby wrócić do gry - opowiada z wypiekami na twarzy. Słuchając tego, co mówi były reprezentant Polski, możemy się spodziewać kolejnych goli i walki na całego o pierwszy skład. - Gotowy do gry byłem już na poprzedni mecz z Zawiszą. Cieszę się, że dziś wykorzystałem szansę, strzeliłem gola i pokazałem trenerowi, że warto na mnie stawiać. Jak na razie Miroslav Radović i Ondrzej Duda wykonują bardzo dobrą pracę. Strzelają gole, asystują. Trudno, aby trener odsunął ich od składu. Na dziś trzeba się pogodzić z tym, że się wchodzi z ławki, ale życie nauczyło mnie, że trzeba być zawsze gotowym do walki o podstawową jedenastkę - otwarcie deklaruje. Przed Saganowskim jeszcze niejedno wyzwanie. Przede wszystkim chce zdobyć mistrzostwo Polski z Legią. - To jest dla mnie najważniejsze. Nie możemy dopuścić do powtórki scenariusza sprzed dwóch lat, kiedy tytuł wymknął nam się w samej końcówce sezonu. Dlatego ta wygrana z Zawiszą i do tego mój gol ucieszył mnie tak bardzo. Wciąż mamy pięć punktów przewagi nad Lechem - dodaje piłkarz. Ale przed nim jeszcze cel indywidualny. Jak na razie na boiskach ekstraklasy zdobył 97 bramek. Aby wejść do klubu 100 brakuje już niewiele. - Do końca sezonu jest jeszcze sześć spotkań. Trzy gole można zdobyć nawet w jednym spotkaniu, ale zdaję sobie sprawę z tego, że może być bardzo ciężko. Prawdę mówiąc nie zaprzątam sobie tym głowy. Podczas swojej kariery zdobyłem znacznie więcej niż sto bramek, bo strzelałem też zagranicą. Teraz liczy się tylko to, abyśmy obronili mistrzowski tytuł. Krzysztof Oliwa <a href="http://wyniki.interia.pl/rozgrywki-S-polska-ekstraklasa-2013-2014-final-grupa-mistrzowska,cid,3" target="_blank">Zobacz terminarz i tabelę grupy mistrzowskiej T-Mobile Ekstraklasy</a>