- Umówmy się, że graliśmy z najlepszą drużyną Ligi Mistrzów za poprzedni sezon. Prowadziliśmy 3-2 i być może mogliśmy wtedy spowolnić grę, by dotrwać do końca, ale graliśmy przecież przeciw Realowi Madryt, więc tu w każdej minucie może się coś stać - relacjonował Michał Pazdan. - Większość was z pewnością taki wynik przed meczem wzięłaby w ciemno - dodał.- Założenia były takie, żebyśmy grali w piłkę i na tym się skupiliśmy. Dlaczego nie podwajaliśmy krycia na skrzydłach? W każdej strefie jest ciężko, grając z takim przeciwnikiem, więc trzeba było się skupić na wszystkim. Oni są kompletną drużyną, mają dobry atak pozycyjny i świetny kontratak - uważa.- W ciężkich momentach byliśmy razem. Albo gdzieś z linii bramkowej wybiliśmy, albo pomogliśmy jeden drugiemu. To nas podnosiło na duchu, dostawaliśmy energii - opowiadał "Pazdek".Zapytaliśmy Michała o swego rodzaju "pieczątkę", jaką przybił ręką na plecach Cristiana Ronalda, doskakując do niego przy linii bocznej w I połowie. Wielki Portugalczyk, spojrzał na niego wówczas oburzony.- Często tak robię, więc nie trzeba zwracać uwagi tylko na jednego przeciwnika, w tym wypadku Ronalda. Trzeba doskoczyć, podejść wysoko i wrócić na pozycję. To się robi samo od siebie, naturalnie - uśmiechał się Pazdan.Zapytany o to, czy to najlepszy mecz Legii z nim w składzie, odparł: - Na pewno najprzyjemniejszy. Z Łazienkowskiej 3 Michał Białoński