Zgadzam się z Aleksandarem Vukoviciem, czyli poprzednikiem Michniewicza, który w jednym z wywiadów (dla Sport.pl) powiedział, że w przypadku siedmiu porażek w tym sezonie w Ekstraklasie "wcale nie można mówić o jakimś pechu, już bardziej o sprzyjającym Legii szczęściu w Europie". Mistrz Polski w tym sezonie jest w rodzimej lidze drużyną, którą trudno się ogląda. I - jak dotychczas - nie było widać symptomów zwiastujących poprawę. Zmiana zatem była nieunikniona. Po dymisji pojawiły się doniesienia na temat rzekomej "grupy bankietowej" w warszawskim kubie. Nie wnikam i nie chcę nawet roztrząsać jaka jest prawda, w każdym razie dla Michniewicza żadna z opcji nie działa na jego korzyść. Tak tylko hipotetycznie: jeśli to nieprawda, to brak powołań dla czterech ważnych piłkarzy na ostatni mecz z Piastem był desperacką próba zrzucenia winy za kiepskie wyniki na zawodników. Jeśli zaś prawda, to znaczy, że nie potrafił zapanować nad szatnią i drużyna mu się "rozeszła". Dariusz Dziekanowski nie dziwi się dymisji Czesława Michniewicza Nie dziwię się więc dymisji Michniewicza, ale bardzo jestem zaskoczony nazwiskiem jego następcy: Marka Gołębiewskiego. Chociaż chciałbym, żeby Legia (i każdy polski klub) "produkowała" w swojej akademii nie tylko dobrych piłkarzy, ale też trenerów, to z tą nominacją nie wiążę wielkich nadziei. Powiem więcej: mam wrażenie, że szanse, że warszawski klub odniesie sukces z tym szkoleniowcem oceniam mniej więcej tak, jak to, że trafię "szóstkę" w totolotka. Próbuję logicznie wytłumaczyć ten wybór, ale jedyne co mi przychodzi do głowy to to, że jest to opcja, której jeszcze w Legii nie przerabiano: ani to uznany trener z zewnątrz, ani człowiek, który przeszedł przez kolejne szczeble fachu w warszawskim klubie. Mogło nie zdziwić zatrudnienie go (latem) do prowadzenia drużyny rezerw, ale żeby po tych kilku miesiącach tak wysoko go awansować? Jest to ewenement na skalę światową. A może po prostu szefowie klubu pojechali do Częstochowy na rozmowy w sprawie Marka Papszuna, ale (póki co?) odjechali z kwitkiem i przypomnieli sobie, że mają u siebie trenera, który prowadził ekipę z Częstochowy. Co prawda nie Raków, a Skrę, ale miasto się zgadza, jest wspólny mianownik. Jeśli Gołębiewski jest rozwiązaniem tymczasowym (wbrew zapewnieniom wszystko na to wskazuje), to stać Legię chyba na inną opcję, choćby Jacka Zielińskiego, który jest pod ręką, bo pracuje w akademii i posiada ekstraklasowe doświadczenie. Jak wiadomo, kalejdoskop kryteriów, na podstawie których, w ostatnich latach, w klubie na Łazienkowskiej, wybierano trenerów jest bardzo szeroki: pracowali tu Jacek Magiera i Aleksandar Vuković, jako ludzie znający klub od podszewki, były opcje zagraniczne (chorwacka i portugalska), był Stanisław Czerczesow, ostatnio zaś polski doświadczony trener. Teraz mamy opcję krajową, prawie anonimową. Jest rozmach. Dość popularny jest program "Kuchenne rewolucje", w którym Magda Gessler próbuje pomagać nie radzącym sobie restauracją. Najpierw przyjeżdża i diagnozuje problem, następnie próbuje go rozwiązać. Problemy są różne: czasem jest to złe zarządzanie, czasem kiepski kucharz, albo karta nie przystająca do oczekiwań klientów. Czas tej kilkudniowej rewolucji bywa bolesny: lecą mocne słowa, czasem poleją się łzy, a czasem na podłodze wylądują talerze i garnki. Tak mi się skojarzyło, bo mam wrażenie, że w Legii przydałaby się wizyta jakiegoś piłkarskiego odpowiednika Magdy Gessler.