Żałobna otoczka pasowała do terminu meczu. Kibice przyszli ubrani na czarno, żeby zaprotestować przeciwko prezesowi Dariuszowi Mioduskiemu, ale wpasowało się to w nastroje, panujące w Warszawie po napaści na Ukrainę przez Rosję. Kibice wyzywali właściciela niemal przez całą pierwszą połowę meczu. Na "Żylecie" wisiały transparenty przeciwko prezesowi np. "Dariusz won", czy nawiązujący do tytułu najświeższego hitu - "Oszust z Silvera", czyli jednego z sektorów VIP stadionu przy Łazienkowskiej. Przed meczem gracze obu zespołów, razem z sędziami wyszli na murawie i rozłożyli transparent z napisem "Nigdy więcej wojny". To był pierwszy z wielu gestów solidarności z Ukrainą, które miały miejsce przy stadionie na Łazienkowskiej. Inne były jednak bardzo niecenzuralne. Putin zjednoczył kibiców Wulgaryzmy w kierunku prezesa przerywane były bowiem wyzwiskami w kierunku Władimira Putina i Rosji. Tu jednoczył się cały stadion, bo legioniści i wiślacy, którzy szczelnie zapełnili sektor gości, wyklinali Rosję wspólnie, ile sił w gardłach. Mecz ułożył się świetnie dla Legii, bo już w 8. min objęła ona prowadzenie. Pierwszego gola przy Łazienkowskiej w 2022 r. Strzelił Tomas Pekhart. Czeski napastnik w końcu zrobił to, czego wszyscy od niego oczekują, czyli celnie uderzył głową po dośrodkowaniu z lewej strony Maciej Rosołka. Chwilę później mogło być 2-0, ale tym razem "Rossi" zaplątał się w polu karnym rywala i w dobrej sytuacji nie oddał strzału. W pierwszym kwadransie Legia próbowała uderzać na bramkę Mikołaja Biegańskiego jeszcze dwa razy, czyli zrobiła więcej niż w meczach z Wartą i Termalicą razem wziętych. Przed meczem trener Aleksandar Vuković przeprosił za swoje niefortunne słowa z konferencji prasowej, kiedy sytuację w Legii porównał do wojny na Ukrainie. - Przepraszam za to porównanie, którego wczoraj użyłem. To było głupie i bezsensowne - powiedział przed meczem Vuković w wypowiedzi dla "Canal +". Kibice uznali za niefortunną zupełnie inna wypowiedź "Vuko", bo nie spodobało im się narzekanie na niefortunny termin protestu. Trener Legii uważa, że w sytuacji, w której obecnie znajduje się klub, wszyscy powinni być zjednoczeni wokół jednej sprawy - walki o utrzymanie. "Żyleta" uważa jednak inaczej, o czym trenerowi przypominał mało stosowny transparent "Vuković nie wpier... się". Na trybunach działo się dużo. Niestety na boisku dużo mniej. Na początku drugiej części spotkania, gra Legii coraz bardziej przypominała popisy z dwóch ostatnich spotkań. Na oczach Michniewicza Legia oddawała jednak strzały, czego nie robiła w spotkaniach z Wartą i Termaliką. W 55. min uderzał z prawej strony Paweł Wszołek, ale minimalnie niecelnie. Dziesięć minut później przed Biegańskim znalazł się Pekhart. Czech mógł odwdzięczyć się Rosołkowi za asystę, ale nie podał mu piłki, tylko strzelił prosto w bramkarza. To wszystko działo się już przy normalnym dopingu. Po przerwie "Żyleta" przestała lżyć Mioduskiego, tylko pomagała swoim piłkarzom, ale do czasu... W 71. min w niegroźnej wydawało się sytuacji, dośrodkowaną piłkę wypuścił z rąk bramkarz Cezary Miszta. Dopadł do niej Konrad Gruszkowski i umieścił w siatce. Legia protestowała, więc sędzia Piotr Lasyk sprawdził sytuację na VAR-ze, ale o faulu nie odgwizdał. Po straconym golu kibice wrócili do obrażania prezesa. Przyglądał się temu selekcjoner Czesław Michniewicz, który oglądał swoich ulubionych stoperów - Mateusza Wieteskę i Maika Nawrockiego. Obaj grali przyzwoicie. Nikt nie spodziewał się jednak, że jeden z potencjalnych kadrowiczów zostanie bohaterem spotkania. W 94. min Legia miała ostatnią szansę na strzelenie zwycięskiego gola. Do rzutu wolnego podszedł Josue. Portugalczyk mocno dośrodkował w pole karne, gdzie najwyżej wyskoczył Wieteska, który pięknym uderzeniem głową dał wygraną Legii oraz selekcjonerowi dobry pretekst, by ten wysłał do niego powołanie do kadry.