Legia Warszawa najtrudniejszego rywala w fazie ligowej Conference League 2024/25 prawdopodobnie ma za sobą już po pierwszej kolejce. Na Łazienkowską w czwartkowy wieczór przyjechał Real Betis, który był faworytami spotkania. Trudno nie nazwać takowym zespołu, który za kadencji Manuela Pellegriniego zajmował kolejno 6., 5., 6. i 7. miejsce w tabeli LaLiga, a do tego wygrał Puchar Króla 2021/22. Chilijczyk jest świetnym fachowcem, a w CV ma przecież prowadzenie Realu Madryt czy Manchesteru City. Do tego ma ciekawą osobowość - w lipcu spędzał wakacje w... Bydgoszczy. Został wtedy zauważony na ulicy przez jednego z miłośników piłki nożnej. Tym razem jednak nie było już tak miło. Jego drużyna nie wywiozła z Polski choćby punktu, a celuje przecież w kolejną podróż do naszego kraju - 28 maja na finał rozgrywek we Wrocławiu. Śmiało można zwycięstwo "Wojskowych" wielkim, nawiązującym do domowych wygranych nad Leicester City (1:0 30 września 2021 r.) i Aston Villą (3:2 21 września 2023 r.). Pellegrini ma coś do udowodnienia. Na krajowym podwórku idzie mu z ekipą z Benito Villamarin bardzo dobrze, ale na arenie międzynarodowej jest gorzej. W sezonach 21/22 i 22/23 Betis odpadał z Ligi Europy już w 1/8 finału, a w poprzednim sezonie w tych rozgrywkach nawet nie wyszedł z grupy, by następnie zostać wyeliminowanym w 1/16 finału Conference League przez Dinamo Zagrzeb. W tej kampanii ma być dużo lepiej. Na razie "Zielono-Biali" musieli przejść w 4. rundzie eliminacji ukraiński Krywbas Krzywy Róg, co udało się bez problemu (5:0 w dwumeczu), ale jesienne granie w Europie zaczęli od falstartu nad Wisłą. Szkoleniowiec przyjezdnych jest znany z tego, że gdy jego podopiecznym idzie źle, mówi o tym publicznie, nie owija w bawełnę. Na pomeczowej konferencji powiedział: - Przez 90 minut prawie nie uderzaliśmy na bramkę. Wyglądało to tak, jakbyśmy mogli zagrać jeszcze jeden mecz i nie zrobilibyśmy im krzywdy. To trochę dziwne, ale taki jest futbol. Legia Warszawa pokonała mocnego przeciwnika. "To już piąty sezon z rzędu w Europie" O sile Betisu opowiedział nam Iván Díaz Rivera, dziennikarz "Estadio Deportivo", czyli najważniejszej andaluzyjskiej gazety piłkarskiej. - W końcu osiągnął stabilność po kilku spadkach do Segunda División. To już piąty sezon z rzędu w europejskich pucharach. Zarząd otoczył się dobrymi dyrektorami sportowymi, ale najważniejsze było przyjście Pellegriniego. Dla zespołu ten moment był jak podzielenie najnowszej historii klubu na okresy "przed" i "po". Chilijczyk będzie pracował tam jeszcze przez co najmniej jeden sezon, przedłużył kontrakt do 2026 roku. Być może wyjazd do Bydgoszczy był rodzinny, ale ma to swoją mistykę, że odwiedził prywatnie kraj, w którym będzie rozgrywany finał rozgrywek - przyznał. Wytłumaczył także, dlaczego "Verdiblancos" nie wyszli w Warszawie w najmocniejszej jedenastce, a będący w świetnej formie Giovanni Lo Celso w ogóle nie został zabrany do Polski. Rivera zabrał także głos na temat Vitora Roque. Brazylijczyk, który w Barcelonie miał być następcą Roberta Lewandowskiego, trafił na Villamarin w razie wypożyczenia. Betis latem będzie miał opcję wykupu, co oznacza, że "Duma Katalonii" raczej nie wiąże z nim przyszłości. W czwartek na obiekcie im. Marszałka Józefa Piłsudskiego rozegrał 58 minut. Dlaczego został sprowadzony na Villamarin? - Wiążą się z tym wielkie oczekiwania. Betis od kilku lat nie ma skutecznego napastnika. Borja Iglesias obniżył poziom, Willian Jose nigdy dał się poznać jako bramkostrzelny, a Cedric Bakambu doznał poważnej kontuzji zaledwie kilka miesięcy po przybyciu do zespołu - zaznaczył nasz rozmówca. Legia pokonała Betis, zachwytom nie ma końca. Jeden bohater