28-letni zawodnik występuje na Łazienkowskiej drugi sezon. Były piłkarz Lens, Dijon oraz Montpellier zdobył w ubiegłym roku z Legią jedyny w swojej karierze tytuł mistrzowski i - jak przekonuje w wywiadzie - myśli o kolejnym. Przed rozpoczęciem rundy finałowej Ekstraklasy mówi, co sądzi o tych rozgrywkach, o feralnym dla niego ostatnim meczu z Cracovią i porównuje Legię z francuskimi klubami w różnych piłkarskich aspektach. Jak się okazuje, zdaniem Rémy'ego, nie we wszystkim Francuzi są lepsi. Olgierd Kwiatkowski, Interia: W poniedziałek doszło we Francji do smutnego wydarzenia. Jak pan zareagował na doniesienia z Paryża o pożarze katedry Notre-Dame? William Rémy, obrońca Legii: Wychowałem się w regionie paryskim, zwiedzałem Notre-Dame bodaj dwa razy. Jestem tym pożarem wstrząśnięty, tak jak wszyscy Francuzi. To piękny i ważny dla nas pomnik historii. Strasznie to smutne. Na szczęście mury są zachowane. Odbudowa będzie łatwiejsza. Wierzę w to. Pan jest w Polsce już drugi rok. Przed klubami Ekstraklasy druga faza rozgrywek - runda finałowa. Nie dziwi pana taki system rozgrywek, czy już się pan przyzwyczaił? - Nie jest to dla mnie aż tak istotne, muszę się do tego dostosować. Ale też staram się zrozumieć, dlaczego wprowadzono takie reguły. Dzięki temu sezon jest dłuższy, gra się więcej meczów. We Francji w Ligue 1 mieliśmy 18, a teraz 20 zespołów. Ostatecznie więc gra się tam więcej spotkań ligowych. Dochodzi do tego Puchar Francji, Puchar Ligi. W ubiegłym roku po pierwszej części rozgrywek Legia była trzecia, dziś jest druga. To może dobra pozycja, żeby zaatakować pierwsze miejsce i zdobyć tytuł? - Mieliśmy trudny początek sezonu. Graliśmy wtedy w rozgrywkach europejskich. Wyjazdy, inny rytm przygotowań, brak normalnych, spokojnych treningów komplikowały naszą sytuację. Tak było tydzień w tydzień. Wtedy straciliśmy zbyt dużo punktów. Potem złapaliśmy oddech, odrobiliśmy straty i znów walczymy o mistrzostwo. Mam nadzieję, że z podobnym skutkiem. Wielu ekspertów twierdzi, że Legia ma przewagę, bo posiada więcej doświadczonych zawodników niż Lechia Gdańsk albo Piast Gliwice. - Nasi główni rywale spisują się zaskakująco dobrze. Już sprawili dużą niespodziankę. Trzeba ich docenić za to, czego w tym sezonie dokonują. Są to dobre drużyny, skoro znalazły się tak wysoko i grają o tytuł. W tej walce zawsze liczy się boisko, konkretny mecz, ale zgodzę się z tym - doświadczenie może odgrywać ważną rolę, mentalność, przyzwyczajenie do gry na wysokim poziomie. Będzie tak się działo zwłaszcza w kluczowych meczach. Po tej stronie możemy mieć przewagę. A sportowo, indywidualnie? - Indywidualnie Legia ma zdecydowanie lepszych piłkarzy. Nie mam tu żadnych wątpliwości. Kluczowy mecz może być rozegrany w Gdańsku w trzeciej kolejce tej rundy? Ten mecz przed własną publicznością, to z kolei argument za Lechią. - To tylko jeden mecz. Ważny, ale my pojedziemy tam żeby wygrać. Nie możemy mieć innego nastawienia. Wiemy, o co gramy. Mam miłe wspomnienia związane ze stadionem Lechii, pamiętam, że pierwszego gola w Ekstraklasie strzeliłem w Gdańsku. Złe wspomnienia dla pana to ostatni mecz z Cracovią. Czerwona kartka, cztery mecze dyskwalifikacji... - Dziś również nie zgadzam się z decyzją czterech meczów dyskwalifikacji. Ok, była czerwona kartka, ale cztery mecze? Odwoływaliśmy się, tłumaczyliśmy, nic to nie dało. Dwa, góra trzy spotkania to wszystko. I jeszcze to zachowanie sędziego, który najpierw daje mi żółtą kartkę, a potem wzywa mnie na boisku i daję jednak od razu czerwoną. Niezrozumiałe. Faul był, ale niezamierzony, absolutnie nie wynikał z poczucia agresji. Dziś to już akceptuję, życie toczy się dalej, ale to było dziwne. W sobotę znów gracie z Cracovią. Czuje pan dodatkową chęć rewanżu? - Nie patrzę w ten sposób. Zapomniałem o tym wszystkim. Ale dla drużyny to już jest finał sezonu. Każdy mecz jest jak finał. Nie możemy sobie pozwolić na stratę punktów. Legia, jeśli wygra, odniesie czwarte kolejne zwycięstwo. Nie miała jeszcze takiej serii w tym sezonie w lidze. A wszystko to dzieje się po zmianie trenera, kiedy Aleksandar Vuković zastąpił Ricardo Sa Pinto. - Wiele zespołów, które zmieniają trenerów, zaczyna dobrze grać. To nie tylko nasz przykład. Każdy chce w oczach nowego trenera udowodnić przydatność do zespołu. Rok temu również po zmianie zaczęliśmy wygrywać. Kiedy przyszedł Ricardo Sa Pinto, też się odrodziliśmy. W piłce tak to działa. Ostatnie mecze pokazują, że Legia jest dobrze przygotowana fizycznie do sezonu? Czy to zasługa Sa Pinto? - Dużo nad tym pracowaliśmy. Czujemy się fizycznie mocni i dzięki temu pewniejsi siebie na boisku. A jak pan ocenia Aleksandara Vukovića? - To jest trener ogromnie szanowany w klubie, to czuć na każdym kroku. Zawodnicy również darzą go ogromnym respektem. Czujemy, że on też nas bardzo szanuje. Z Legią zdobył pan jedyny tytuł mistrzowski w karierze. Czy to znaczy, że ten klub więcej znaczy dla pana niż Lens, Dijon, Creteil. Montpellier, w których pan występował, niż Paris Saint-Germain, któremu pan kibicował w dzieciństwie? - Legia i tytuł mistrza Polski mają dla mnie wyjątkową wartość, ale klubem do którego czuję się najbardziej przywiązany jest RC Lens. On mnie wychował, spędziłem tam młodość, prawie 10 lat. Mam mnóstwo miłych wspomnień. Kibice Lens doczekali się nawet swojego epizodu w filmie "Bienvenue chez les Ch’tis" ("Jeszcze dalej niż Północ"). Znani są ze swojego przywiązania, żywiołowego dopingu. Jakby pan porównał kibiców Lens i Legii? - Fani Lens w Ligue 1 byli zawsze niesamowici, w drugiej lidze jest trochę gorzej, ale nieraz na mecze nadal przychodzi po 30 tys. ludzi. Ale to co się dzieje w Warszawie... Legia ma na pewno kibiców z czołówki europejskiej. Trudno mi sobie przypomnieć, bym gdzieś grał i było lepiej pod tym względem kibicowania. Na Legii kibice cały czas żyją meczem, nawet jak przegrywamy. We Francji jest dużo zakazów, rygorów i to wygląda dużo gorzej, również w Paryżu czy w Marsylii. A jak francuska drużyna przegrywa, stadion milknie. Nie, to nie to samo co na Legii. Tu jest lepiej. Ale Legia nie może się równać z Lens z ośrodkiem treningowym. Zwiedzałem go w 2005 roku. To chyba jeden z najpiękniejszych centre du formation w całej Francji. - La Gailette. Wtedy, w 2005 roku, właśnie go otworzyli. Jest tam wszystko, czego potrzebuje młody piłkarz. Tam trenowałem. Wyszło z niego kilku znanych piłkarzy (m.in. Raphael Varane - ok). Widział pan projekt "Legia Trenning Center"? - Słyszałem o nim. Powstanie takiego ośrodka jest niezbędne, żeby klub szedł naprzód. Młodzi piłkarze potrzebują boisk do treningu, dobrej szkoły na miejscu, opieki medycznej, bo przecież wtedy dojrzewają fizycznie. We Francji każdy klub ma taki ośrodek. Dzięki centre du formation większość naszych piłkarzy gra dziś w czołowych klubach Europy, dzięki temu systemowi znów zdobyliśmy mistrzostwo świata. W Lens przed długie lata grał, a potem był trenerem Joachim Marx. Czy zetknął się pan z nim? - Przez dwa lata był moim trenerem. Opiekował się mną jako dyrektor ośrodka, w którym szkolili się najlepsi piłkarze z regionu. Potem polecił mnie do Lens. Bardzo mile go wspominam i gdy przyjechałem do Polski zorientowałem się, że wszyscy interesujący się piłką, znają pana Joachima i bardzo go cenią. Jak długo chce pan zostać w Legii? - Jak najdłużej się da, zdobyć jak najwięcej trofeów, ale przede wszystkim chciałbym zaistnieć z Legią w europejskich pucharach. W zeszłym roku nie wyszło. Wielka szkoda. Ale to mój cel na najbliższy czas - najpierw zdobyć tytuł, a potem dobrze wypaść z Legią w Europie. Rozmawiał Olgierd Kwiatkowski Zobacz wyniki polskiej Ekstraklasy