- Mamy okazję świętować mistrzostwo najwspanialszego klubu w Polsce. Klubu, który ma najlepszych piłkarzy. Wierzę, że to, co się dzisiaj dzieje, to dopiero początek naszej drogi. Mam nadzieję drogi sukcesu - mówił jeszcze w lipcu wzruszony trener Legii Aleksandar Vuković podczas mistrzowskiej fety na statku na bulwarach wiślanych. Słowa te brzmią dziś, jakby od ich wypowiedzenia minęły dwa lata, a nie dwa miesiące. Choć Vuković miał zaczynać swój trzeci sezon w klubie, wciąż miał nadzieję, że znajduje się dopiero na początku długiej przygody z Legią. Dziś przy Łazienkowskiej 3 nie ma już serbskiego szkoleniowca, choć ambicje klubu się nie zmieniły. Wczesną wiosną wydawało się, że Aleksandar Vuković jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Zespół przekonująco wygrywał z kolejnymi rywalami, pewnie zmierzając po mistrzostwo Polski. Falstart z końcówki wcześniejszego sezonu, kiedy to Vuković przejął klub po Ricardo Sa Pinto i nie obronił mistrzostwa Polski, można było tłumaczyć brakiem czasu na to, by Serb odcisnął na drużynie swoje piętno. Po przerwie spowodowanej pandemią koronawirusa coś grze Legii ewidentnie się jednak zacięło. Zespół z bólem doczłapał się do mistrzostwa Polski, w ostatnich pięciu spotkaniach nie wygrywając ani razu. Latem "Vuko" dostał piłkarzy, o jakich inni w polskich warunkach mogli jedynie pomarzyć - do kraju wrócili Artur Boruc i Bartosz Kapustka, z Lechii i Cracovii wyciągnięto kluczowych piłkarzy - Filipa Mladenovicia oraz Rafaela Lopesa. Do tego należy dodać ocierającego się o silną reprezentacją Chorwacji Josipa Juranovicia oraz najlepszego zawodnika Ekstraklasy sezonu 2018/19, czyli Joela Valencię. Jednak gra i wyniki wciąż nie przystawały mistrzowi Polski. Vuković wytrzymał ponad rok Samodzielną przygodę "Vuko" z Legią można postrzegać różnie. Udało mu się za to przekroczyć granicę, o której marzyło sześciu poprzednich szkoleniowców - wytrzymał na stanowisku trenera Legii ponad rok czasu. Dariusz Mioduski wytrzymał presję po nieudanym finiszu kampanii 2018/19, a Serb odpłacił mu się mistrzostwem Polski w nastepnym sezonie. Kiepski start kolejnego i - zwłaszcza - szybkie pożegnanie z eliminacjami Ligi Mistrzów, kazały mu jednak rozstać się Vukoviciem. 538 dni na stanowisku trenera Legii - to najdłuższy wynik od czasów Henninga Berga, który przy Łazienkowskiej spędził 654 dni. Dłużej w XXI wieku w Warszawie pracowali jedynie Jan Urban (1015, a następnie 568 dni), Maciej Skorża (729 dni) oraz Dragomir Okuka (817 dni). Vukovicia nieznacznie przebijał także Dariusz Wdowczyk (588 dni). Pod tym względem "Vuko" wypada więc całkiem nieźle. Nieco gorzej jest, gdy spojrzymy na średnią punktową, osiąganą przez kolejnych trenerów. 41-latek poprowadził Legię w 69 spotkaniach, wygrywając 37 z nich, 14 remisując i 18 przegrywając. Te liczby nie robią wielkiego wrażenia, dając średnią punktową na poziomie 1,85 pkt na mecz.