- Polski futbol ligowy, w odróżnieniu od reprezentacji i samego PZPN od pewnego czasu zarządzanego w sposób profesjonalny (także w wymiarze polityki medialnej), cierpi na niedowład organizacyjny. Ekstraklasa SA nie spełnia pokładanych w niej nadziei, a zupełnie kiepsko wygląda codzienne zarządzanie sportowymi spółkami akcyjnymi. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest wiele, i nie na wszystkie problemy można znaleźć remedium wyłącznie przez lepsze zarządzanie, są także przeszkody natury obiektywnej, zwłaszcza te których źródła znajdują się poza Polską. Trudno coś poradzić na coraz wyraźniejszy dystans pomiędzy najbardziej "rozwiniętymi piłkarsko" krajami, a takimi, które aspirują do wejścia na "salony" wielkiego futbolu; można bowiem ten proces rozwarstwienia i odmiennych możliwości (finansowych i sportowych, charakterystyczny zwłaszcza dla produktu marketingowego znanego pod nazwą Champions League) określić znanym powiedzeniem, iż "bogaci stają się coraz bogatsi, a biedni biedniejsi". Niezależnie jednak od owych obiektywnych uwarunkowań, można by jednak kwestie organizacyjne postawić w polskich klubach na wyższym poziomie, ale do tego potrzebne są nie tylko kompetencje z zakresu zarządzania i organizacji, i co więcej nie tylko sama fachowa wiedza dotycząca sportu, lecz ich umiejętne połączenie, oparte przy tym o szerszą wizję celów jakie chciałoby się osiągnąć. - Mówiąc bardziej konkretnie: przez ostatnie lata, wręcz dziesięciolecia, widoczne było (wśród właścicieli oraz kierownictw klubów) pragnienie awansu - i to możliwie tanim kosztem (tak aby mieć wysoki poziom zwrotu poniesionych inwestycji) - do elity futbolu klubowego, czyli wspomnianej już Champions League. I przez wiele lat dla polskich drużyn klubowych cel ten stawał się wręcz mirażem, można było mieć wrażenie, że nikt już go nie będzie w stanie osiągnąć, a nawet iż będzie przyczyną upadku klubów z wielką tradycją (tutaj odniesienie do Wisły Kraków nie jest przypadkowe). W tym kontekście ostatnie lata działalności właścicieli Legii wydawały się zaprzeczać tej tezie, zwłaszcza, iż włodarze warszawskiego klubu nie stawiali przed sobą zadań ponad własne możliwości. Dysponując największym w Polsce budżetem, nowoczesnym stadionem zbudowanym za środki przyznane przez władze stołecznego miasta Warszawy, nie mając (po upadku Polonii) rywala w samej stolicy, mogąc też liczyć na wielotysięczną publiczność (niezależnie od problemów - które mają wszystkie inne polskie kluby - z "kibicami zorganizowanymi"), na niespotykaną w innych wielkich miastach przychylność mediów, i co najważniejsze - zyskując doświadczenie międzynarodowe poprzez regularną grę w Europa League - Legia mogła stać się punktem odniesienia, wręcz wzorcem dla organizacji i zarządzania polskim klubem profesjonalnym. A tymczasem to właśnie historyczny awans do Champions League stał się katalizatorem kryzysu klubu: zarówno w wymiarze sportowym (osławione 0-6 z Borussią), ale przede wszystkim organizacyjnym. Okazało się, że nie tylko "kibice zorganizowani" sprawić mogą, iż zamiast dochodów, Legia będzie liczyć kolejne straty finansowe z tytułu kar nakładanych przez UEFA, ale co gorsza eksplodowały konflikty wewnętrzne pomiędzy współwłaścicielami sportowej spółki akcyjnej. - W moim przekonaniu źródłem tych konfliktów jest nie tyle "niezgodność charakterów" panów Mioduskiego, Leśnodorskiego i Wandzla (bo to akurat było i mogłoby być wręcz atutem organizacyjnym), ale problem zasadniczy dla tego rodzaju organizacji sportowych: praktycznego (nie formalnego) ułożenia relacji pomiędzy najważniejszymi organami, a mianowicie Radą Nadzorczą i Zarządem oraz funkcjonowanie struktury organizacyjnej całej spółki, wymagające połączenia różnych, często sprzecznych celów: sportowego, finansowego czy marketingowego. Kryzys w Legii, ten najbardziej widoczny - na szczeblu "zarządzającym" - nie powinien jednak nikogo cieszyć, a wręcz przeciwnie - smucić również tych, którzy mogliby mieć nadzieję, iż przełoży się on na coraz gorsze wyniki sportowe "Wojskowych". Nasz futbol wymaga bowiem - zwłaszcza w kontekście międzynarodowym - współdziałania, a nie niszczącej i nic nie dającej rywalizacji; sam zaś kryzys w Legii wymaga także poważnej refleksji wśród kierownictw sportowych spółek akcyjnych, które powinny być bardziej otwarte na środowiska "teoretyków" organizacji i zarządzania klubami sportowymi. Stefan Bielański Wykładowca na studiach podyplomowych UJ "Menedżer Sportu"; współpracownik "La Gazzetta dello Sport" członek Społecznej Rady Sportu Ministra Sportu i Turystyki Witolda Bańki