<a href="http://wyniki.interia.pl/rozgrywki-L-polska-ekstraklasa,cid,3,sort,I" target="_blank">Ekstraklasa: wyniki, terminarz, strzelcy, gole</a>Po przegranym w niedzielę meczu wyjazdowym z Lechem Poznań (0-3), w 11. kolejce Ekstraklasy, piłkarze "Wojskowych" zostali zaatakowani przez pseudokibiców na klubowym parkingu, tuż po przyjeździe do Warszawy. Grzegorz Szamotulski w rozmowie z Interią przyznał, że on również był ofiarą podobnego wydarzenia, kiedy grał w Legii. Sytuacja miała miejsce również po porażce z "Kolejorzem" 0-3, w 33. kolejce sezonu 1997/98, rozegranej 6 czerwca 1998 r. - Dostaliśmy telefon od kierownika drużyny, że mamy się za dwie godziny stawić na Agrykoli na, jak to się ładnie mówi, "rozmowę motywującą". Część zawodników przyjechała, część nie. Ja tam pojechałem i trochę nas poszarpali. Zepchnęli nas do płotu i nam się "dostało". Nie było rękoczynów, ale delikatne klapsy tak. Też to przeżywaliśmy wtedy - przyznał Szamotulski. Zapytany o to, jak klub zareagował na to wydarzenie, były bramkarz "Wojskowych" odpowiedział z uśmiechem: - Proszę pani, to było 20 lat temu! Jak widać dwie dekady minęły, a praktyki pseudokibiców się nie zmieniają. Różnica jest jedynie taka, że kibole nie dzwonią do kierownika drużyny, który ściąga zawodników, ale sami na nich czatują. Pytanie, czy tym razem klub wyciągnie z tego jakieś konsekwencje. Legia zakomunikowała w oficjalnym oświadczeniu, że dokładnie analizuje sytuację i "nie będzie tolerowała przekraczania normalnie obowiązujących granic". Konkretnych działań jeszcze nie zapowiedziała. - Nie popieram takich akcji, ale jak grałem w PAOK-u Saloniki to też nam zatrzymano autobus i kibice nas szarpali. To nie jest miłe dla piłkarza i każdego człowieka w ogóle. Przykro się patrzy na to, co się dzieje w Legii, no ale co mam zrobić? - mówił były bramkarz Legii. Grzegorz Szamotulski już przed odejściem Bogusława Leśnodorskiego zaznaczał, że bez tego właściciela, klub czeka duża rewolucja. Po sześciu miesiącach samodzielnego władania klubem Dariusza Mioduskiego, nadal podtrzymuje te słowa. - Nie ma "Leśnego", nie ma Legii - stanowczo stwierdził i dodawał: - Nie wiem, kto tam siedzi za plecami Darka i mu doradza, ale nie wygląda to najlepiej. Legia po 11 kolejkach w lidze zajmuje ósme miejsce. Na koncie ma pięć zwycięstw, pięć porażek i jeden remis. Dariusz Mioduski, ze względu na słabą postawę drużyny, we wrześniu zdecydował się na zmianę trenera, dyrektora sportowego i kilku osób pracujących w strukturach klubu. Zwolniony został Jacek Magiera, a w jego miejsce zatrudniono Romea Jozaka z Chorwacji. - Ta zmiana nie wyszła na dobre. Jacek Magiera na to nie zasłużył. Trzeba było wzmocnień, a nie zmiany trenera. To było kompletnie niepotrzebne - twierdzi Szamotulski. Byłemu bramkarzowi Legii nie spodobały się także słowa nowego szkoleniowca Legii, który po meczu z Lechem powiedział, że czuje się zdradzony przez własnych piłkarzy. - Atakują ich (piłkarzy - przyp. red.) z każdej strony, ale trzeba się wziąć w garść i tyle. Wyjść na trening, zapierniczać i wygrywać mecze. Tylko tym można iść do przodu - podkreślał Szamotulski. "Wojskowi" są na etapie dużych zmian i odbija się to na wynikach. Zmiany mają jednak to do siebie, że zazwyczaj potrzeba na nie trochę czasu. Legia musi sobie z nimi poradzić i przetrwać burzę, która rozpętała się ostatnio nad klubem. - Po każdej burzy wychodzi słońce i miejmy nadzieję, że dla Legii też wyjdzie - skwitował sytuację klubu Szamotulski. Adrianna Kmak