Odnoszę wrażenie, że ciągle zbyt często właściciele i prezesi polskich klubów zmianę trenera traktują jak "dietę cud - schudnij w dwa tygodnie". Nic to, że masz bałagan w pionie sportowym, przeprowadzasz chaotyczne transfery, siatka skautów kuleje razem ze szkoleniem. Wywalasz jednego faceta, na jego miejsce bierzesz drugiego i ból głowy mija równie szybko jak Poncjuszowi Piłatowi dzięki rozmowie z Ha-Nocrim. Cudze błędy nie stanowią nauczki Niestety, tak to nie działa i - co gorsza - klubowi sternicy nie uczą się na błędach konkurencji. Najbardziej jaskrawym przykładem jest Bruk-Bet Termalica, której przestał się podobać Czesław Michniewicz. W "Słoniach" zaszumiało niektórym w głowie od drugich miejsc, jakie rok temu z ekipą okupował ten trener. Zdecydowano się na zmianę, a po niej na kolejną. Efekty widać w tabeli, nie pomagają kolejne transfery, czerwona latarnia ostatniego miejsca świeci ostrzegawczo. Wcześniej na Michniewicza wybrzydzali w Pogoni, za styl gry zespołu. Jego następca Kazimierz Moskal też dłużej nie zagrzał miejsca (oficjalnie sam zrezygnował). Klub szarpnął się na czołowego polskiego szkoleniowca Macieja Skorżę. Za wcześnie na ocenę jego dokonań. Zaczął gorzej niż Moskal, który po ośmiu kolejkach ligowych był na szóstym, a nie 12. miejscu. Teraz "dietę cud" zastosował właściciel i prezes Legii Dariusz Mioduski, który jeszcze trzy miesiące temu zapewniał, że zwolnienie Jacka Magiery byłoby "najgorszą rzeczą, jaką mógłby zrobić", a wczoraj wprowadził to w czyn. Rodzą się pytania Czy Jacek Magiera dzisiaj to gorszy fachowiec od tego, który wygrał imponującą batalię ze Sportingiem? Śmiem twierdzić, że jest lepszym, bardziej doświadczonym, właśnie zaczął wychodzić z kolejnego kryzysu. Z tego pierwszego, w który zespół wprawił Besnik Hasi, wydobył ekipę w mig. Czy porażka ze Śląskiem była wystarczającym powodem do zwolnienia trenera? Według mnie nie i sądzę, że prezes Mioduski blefuje, mówiąc, że to po tym meczu coś w nim "pękło". Cóż takiego wielkiego się stało? Przegrać na wyjeździe, po kontrowersyjnym karnym, z zespołem, który - w przeciwieństwie do Legii - trafił z transferami, sprowadzając Robaka, Chrapka, Piecha, Vacka, Koseckiego, to taka wielka ujma? Czy ta porażka przekreślała szansę zespołu na obronę mistrzostwa kraju? Z pewnością nie, wszak warszawianie tracą do lidera ledwie dwa punkty. Czy Chorwat Romeo Jozak to dobry następca Magiery? Tego nie wie nikt - nikogo w seniorach dotąd nie trenował, a w związku z tym nie przegrał żadnego meczu, więc PR-owo ładnie to wygląda. Dotychczasowe doświadczenie i osiągnięcia bardziej uprawniają Jozaka do roli dyrektora sportowego czy szefa akademii. Przez trzy lata pracy w chorwackiej federacji stworzył program rozwoju młodych piłkarzy, który umożliwi im płynne wejście do drużyn seniorskich, nadzorował kadry młodzieżowej. W lutym 2017 r. przeniósł się na stanowisko dyrektora sportowego Dynama Zagrzeb. Jako dyrektor Jozak był skuteczny Dyrektor Jozak spisał się na medal. Pomocnika Marko Roga sprzedał do Napoli za ponad 13 mln euro, a lewego obrońcę - Josipa Pivaricia - do Dynama Kijów, za dwa miliony euro. "Wydusił" też dwa miliony od Alanyasporu za niemal 30-letniego Juniora Fernandeza, a od Lecha Poznań - 100 tys. euro, za wypożyczenia Maria Szituma. Największą inwestycją Jozaka było sprowadzenie z Toulouse, za 800 tys. euro, rozgrywającego Tongo Doumbię i czeskiego lewego obrońcę Young Boys Berno - Jana Lecjaksa, za pół miliona euro. Wszystko to czytelne, zrozumiałe ruchy. Ale w Legii będzie prowadził i budował szatnię, a to zupełnie co innego. Jak się z tym sprawi? Pewne jest jedno - prezes Mioduski właśnie rozmył odpowiedzialność. Kto inny robił transfery (Michał Żewłakow, też zwolniony), kto inny przygotowywał zespół (Magiera i jego sztab), a kto inny teraz odpowiada za obronę mistrzostwa (Jozak i jego sztab). Jeśli okaże się, że ostatecznie sprowadzony za milion euro Cristian Pasquato, czy za 750 tys. Armando Sadiku nie wypalą, Chorwat - zgodnie z prawdą - będzie mógł powiedzieć: "To nie ja nasprowadzałem tego szrotu". A pierwszą okazję na transferową reakcję będzie miał dopiero w styczniu. Tak jak "dieta-cud" nie zadziała na dłuższą metę bez zdrowego, opartego na ruchu, trybu życia, tak i zmiana trenera przeprowadzona dla samej zmiany nie da efektów. Szatnia piłkarska nie może być oderwana od całości. Od czynników takich, jak atmosfera w klubie, wsparcie trybun, efekt jednej, wielkiej rodziny - to wszystko są naczynia połączone. Trener i owszem, może obudzić w zespole głód zwycięstw, obudzić drzemiący potencjał w zawodnikach, ale musi mieć wsparcie całości organizacji. Jacek Magiera przez rok pracy na Łazienkowskiej, a wcześniej, jako piłkarz Legii, wywalczył dla klubu wystarczająco wiele, aby go nie zwalniać pod byle powodem. Szkoda, że Dariusz Mioduski o tym tak szybko zapomniał. Od menedżera tej klasy oczekuję wprowadzania dobrych standardów w polskiej piłce klubowej, a nie utrwalania tych złych. Michał Białoński