Legia miała najkrótszą przerwę ze wszystkich klubów PKO Ekstraklasy - 47 dni. To jej mecz z Radomiakiem zamknął fatalną dla mistrza Polski rundę jesienną, a kolejny rozegrała już pierwszego dnia po zimowej przerwie. - Dobrze, że ten rok się już kończy, ten klub zasługuje zdecydowanie na więcej - mówił wtedy trener Aleksandar Vuković, który liczył, że wraz z wiosną przyjdą lepsze czasy. Skład, który wystawił w Lubinie różnił się od tego, który doznał klęski 0-3 z klubem z Radomia na własnym stadionie. Pojawił się jeden z nowych graczy - Patryk Sokołowski i największy wygrany zimowych przygotowań Lindsey Rose. Do składu wrócił też pauzujący wtedy za kartki napastnik Tomas Pekhart. Szanse dostali też "młodzieżowcy" Maciej Rosołek i Kacper Skibicki - co później okazało się kluczowe dla przebiegu meczu. Vuković zaskoczył, bo większość ekspertów typowała, że rolę tę aż do końca sezonu będzie etatowo pełnił Maik Nawrocki. Vuković nie chciał jednak ryzykować jego zdrowia po niedawnym urazie i oszczędzał go na rezerwie. Zmierzyły się ze sobą mistrzowie sparingów. Tylko dwa kluby wygrały bowiem wszystkie kontrolne mecze podczas przerwy zimowej - były to Legia i Zagłębie, które zaliczyły po pięć zwycięstw. Poziom meczu mistrzowski jednak nie był. Rzadko zdarzają się mecze, w których przez pierwsze pół godziny żadna z drużyn nie notuje ani jednego strzału. Młodzieżowcy dali prowadzenie Kiedy większość obserwatorów zaczęła umierać z nudów, Legia niespodziewanie się obudziła. W 40. min Josue dostał piłkę na prawej stronie i precyzyjnie dorzucił ją w pole karne, gdzie Rosołek wystawił tylko nogę i było 0-1. W 45. min Josue podał dla odmiany do drugiego z młodych. Skibicki strzelił mniej udanie niż Rosołek, ale piłka po rykoszecie trafiła w głowę kapitana gospodarzy Bartosza Kopacza i wpadła do siatki. Zupełnie niespodziewanie Legia zeszła na przerwę prowadząc 2-0. Miejscowi byli wściekli. I to rozjuszenie widać było na początku drugiej części spotkania. W Zagłębiu występuje dwóch piłkarzy, którzy po zakończeniu tego sezonu mogą się przenieść do Warszawy. Kibice ze stolicy z uwagą przyglądali się więc występom Łukasza Poręby i Patryka Szysza, którym w czerwcu kończą się kontrakty z "Miedziowymi". Ten pierwszy zagrał niezły mecz, ale ten drugi był momentami nie do zatrzymania dla obrońców gości. I to właśnie Szysz atomowym strzałem zza pola karnego dał Zagłębiu nadzieję na osiągnięcie dobrego rezultatu. Gol na 1-2 spowodował, że w grę Legii wdała się nerwowość. Pierwszy kwadrans drugiej połowy, to była wyraźna przewaga lubinian. Na szczęście dla gości na tym się skończyło. Wszołek ustala wynik Mecz znowu zrobił się brzydki, ale goście cały czas kontrolowali sytuacje. W końcu kropkę nad "i" w 88. min postawił rezerwowy Paweł Wszołek i Legia może cieszyć się z udanej inauguracji wiosny. Mistrzów Polski czeka teraz cała seria łatwiejszych spotkań - w następnej kolejce u siebie z Wartą Poznań (bez ukaranych żółtymi kartkami Mateusza Wieteski i Josue), potem dwa razy z Temaliką Nieciecza i u siebie z Wisłą Kraków i Śląskiem Wrocław. Czy po tej serii nadzieja na utrzymanie zamieni się w pewnik? Kamerun nie wygra Pucharu Narodów Afryki