Michał Żewłakow doprecyzował, dlaczego pełna identyfikacja z danym klubem jest niezwykle istotna. - Jest to ważne, bo to kształtuje klimat do pracy i można tym zarazić jednostki, które tak nie odczuwają - uważa. Legia Warszawa, po ostatnich wpadkach pucharowych, najpierw z Astaną w walce o Ligę Mistrzów, a później z Sheriffem Tyraspol - w bitwie o Ligę Europejską, znalazła się w kryzysie. Właściciel i prezes klubu Dariusz Mioduski zdecydował się na rewolucyjne zmiany. Zmienił zarządców pionu sportowego, zastępując dyrektora Żewłakowa i trenera Jacka Magierę chorwackimi specjalistami, na czele z trenerem Romeo Jozakiem. - W walce o puchary nie musieliśmy dokonywać cudów. Trzeba było się ustrzec dwóch błędów. Z całym szacunkiem, ale Sheriff Tyraspol jest na poziomie przeciętnych zespołów w polskiej lidze. Jeżeli chcesz mieć pensję taką, jaką daje Legia Warszawa, to z presją i takimi zespołami musisz sobie radzić - tłumaczył Żewłakow. Rozwiał też wątpliwości odnośnie potencjału transferowego, jakim dysponował w klubie. Przypomnijmy, że ostatnio budżet Legii wzrósł do 250 mln zł. - Panuje opinia o wielkim budżecie Legii. Tymczasem zawsze przez te cztery lata słyszałem od prezesa: "Ile sobie wykombinujesz, tyle możesz wydać" - rozkładał ręce były dyrektor, Trudno nie usłyszeć głosu prezesa Mioduskiego w temacie transferów. Właściciel i prezes mistrzów Polski uważa, że podniesienie budżetu o 50 mln i to euro mogłoby znacząco poprawić pozycję klubu na europejskim rynku transferowym, ale na takie wydatki jeszcze długo żadnego klubu z Polski i tej części kontynentu nie będzie stać. Dlatego Legia, dzięki pracy chorwackiego zaciągu, zamierza postawić na scouting i akademię piłkarską. - Dla mnie wszystko zaczęło się psuć przy rozejściu dwóch właścicieli. Konsekwencją było to, czy Vadis Odjidja Ofoe zostanie w klubie czy nie. Później wejście w nowy sezon, transfery, pogorszenie sytuacji z powodu odpadnięcia z pucharów europejskich - diagnozował Żewłakow. - To nie jest tak, że zawodnikom nie podoba się brak awansu do Ligi Mistrzów. Piłkarz Legii przyzwyczaił się do pewnych standardów: wygrywania mistrzostwa Polski, Pucharu Polski i gra w europejskich pucharach. Tak jak normalni ludzie, którzy przyzwyczajają się do komfortu. Problemem było to, że jak trzeba było zejść do piwnicy i poszukać czegoś po ciemku, to wtedy się wysyła kogoś innego, "bo ja już szukałem na drugim piętrze" - mówił obrazowo były dyrektor. Michał Żewłakow sprzeciwia się temu, aby ostatnie, nieudane dla klubu tygodnie traktować w oderwaniu od dłuższego, obfitującego w sukcesy Legii okresu. - Jakbyśmy pięć lat temu powiedzieli: "Panowie, idziemy na taki układ, że przez cztery lata będą puchary, trzy razy Liga Europejska, raz Liga Mistrzów, a ten jeden sezon będzie taki, że będziemy musieli odpokutować." Ciekaw jestem, ile osób poszłoby na coś takiego - zastanawia się. - Czy obecne transfery są nietrafione? Spokojnie, rok temu, po sprowadzeniu Ofoe, Langila czy Moulina furory nie było, a później wszyscy chórem - piłkarze, trenerzy i dziennikarze Vadisa wybrali najlepszym piłkarzem Ekstraklasy, więc dajmy obecnym wzmocnieniom trochę czasu i szansy gry w innych warunkach - apeluje. Za swój największy niewypał transferowy z całego okresu pracy przy Łazienkowskiej uznał Michała Masłowskiego. MiBi