Jeśli naród zaczyna szaleć na punkcie obrońcy, to znaczy, że coś jest na rzeczy. Podczas Euro 2016 kibice nie wzdychają do Grzegorza Krychowiaka, nie skandują nazwiska Kamila Grosickiego, w pewnym momencie mniej zachwycają się nawet Robertem Lewandowskim. Piłkarska Polska ma nowego bohatera. Pazdan ratuje świat - Czy wiesz, jak wielkie szaleństwo jest w kraju na Twoim punkcie? - spytał podczas konferencji na Euro 2016 jeden z dziennikarzy Michała Pazdana. Obrońca Legii tylko się uśmiechnął, podobnie jak koledzy siedzący za stołem, bo pewnie wszyscy widzieli memy z Pazdanem jako tarzanem ratującym świat lub dyskotekowe piosenki przerabiane na pieśni pochwalne. Wszystko wyglądało, jakby w Polsce właśnie rósł nowy bohater piłkarski, szczególnie, że Pazdan był w wysokiej formie. A co się dzieje dziś? W przypadku defensora Legii nie ma nawet transferowych plotek. Nie ma tłumów menedżerów, którzy z trybun analizowaliby każde jego kopnięcie piłki. A przecież przy Łazienkowskiej nikt nie powiedział, że Pazdan nie jest na sprzedaż. Wręcz przeciwnie - mistrzowie Polski liczyli, że na reprezentacyjnym obrońcy zarobią. Gdzie był błąd? Tymczasem od Euro do lepszej ligi z Ekstraklasy wyjechali tacy środkowi obrońcy jak Tamas Kadar, Igor Lewczuk, Richard Guzmics, Marcin Kamiński, czy Jan Bednarek. A Pazdan, choć upadku formy nie zaliczył (świadczy o tym jego pozycja w kadrze, gdzie wciąż jest podstawowym zawodnikiem), ciągle rozbija się po polskich boiskach. Co więcej, w hierarchii piłkarskiej nawet zaliczył zjazd, bo po Euro 2016 Legia grała w europejskich pucharach, więc do zimy Pazdan mógł wychylać się poza ekstraklasowy sos. Teraz tę możliwość stracił już w sierpniu i od tamtej pory z wielką piłką styczność znów ma tylko na zgrupowaniach reprezentacji. Tymczasem Pazdan jest już dwa lata starszy, więc w wieku 31 lat żaden poważny klub nie będzie na niego patrzył jak na zawodnika rokującego. Gdzie zatem został popełniony błąd? Przecież za obrońcą Legii nie ciągnie się łatka piłkarza kontrowersyjnego, nie popełnia też spektakularnych błędów i trzyma formę, która pozwala mu być podstawowym stoperem kadry, która do fazy grupowej mistrzostw świata rozlosowywana była z pierwszego koszyka. Oko kibica tego nie widzi Oczywiście, że Pazdan to nie jest piłkarski orzeł. Wyprowadzanie piłki nie jest jego mocną stroną, nawet w Ekstraklasie jest kilku lepszych fachowców od gry głową, o skuteczności w ofensywie nie wspominając. Mimo to Pazdan jest jednak zawodnikiem, który na turnieju życia nie pękał i zatruwał życie samemu Cristiano Ronaldo. Teoria druga, za którą ręczy mi jeden z menedżerów jest taka, że Pazdan to piłkarz bardziej efektowny niż efektywny. Wślizgami i ekwilibrystyką karateki (pamiętacie ksywę "Kung-Fu Pazdan"?) kupuje serca kibiców, ale nie przekonuje trenerów, którzy wślizg uznają za ostateczność i efekt złego ustawienia, a przecinanie powietrza nożycami często kojarzą z desperacką próbą naprawiania błędu, którego oko kibica nie widzi. Być może coś w tym jest, ale to dalej nie rozwiązuje zagadki, dlaczego akurat Pazdan, jako jedyny z podstawowych reprezentantów Polski, nigdy nawet nie powąchał ligi lepszej niż bardzo przeciętna Ekstraklasa. Piotr Jawor