<a href="http://nazywo.interia.pl/relacja/legia-warszawa-lech-poznan,5361">Zobacz zapis relacji na żywo z meczu Legia - Lech</a> <a href="https://m.interia.pl/na-zywo/relacja/legia-warszawa-lech-poznan,id,5361">Zapis relacji na urządzenia mobilne</a> Zamiast świętej wojny, mieliśmy święto nudy, zamiast derbów Polski, mieliśmy derby nudziarstwa. Legia Warszawa solidnie trenowała przez ostatnie dwa tygodnie. Wtajemniczeni twierdzą, że najciężej od czasów Stanisława Czerczesowa. A Lech? Wygrał trochę meczów na początku, potem zaliczył klasyczną eurowpadkę, potem przegrał m.in. z Wisłą Kraków. Teraz miał wrócić na właściwe tory. Obie drużyny miały. Może rozpieścił nas wczorajszy mecz Wisły Kraków z Lechią Gdańsk, może zapomnieliśmy na chwilę o tym, jak naprawdę wyglądają spotkania "na szczycie". Liczyliśmy na więcej. Dla "Kolejorza", który przez ostatnie lata regularnie ogląda plecy Legii wydawało się, że nie ma lepszej okazji na zmianę nieszczęśliwego trendu niż wizyta na Łazienkowskiej. Hasło "twierdza Ł3" wywołuje raczej salwę śmiechu niż uczucie grozy. W tym sezonie Legia wygrała w naszej lidze tylko z Zagłębiem Sosnowiec. A tak to remisy, albo wstydliwe porażki. Jak np. ta z Wisłą Płock 1-4. Lech jednak nie chciał skorzystać z szansy. Pozornie ustawienie poznaniaków wyglądało bardzo ofensywnie. Ale tylko pozornie. Lech skupił się na grze na własnej połowie. Aż prosiło się zaatakować. Obrona Legii przeszła kolejną przebudowę. Na środku zagrali Mateusz Wieteska z Arturem Jędrzejczykiem. Michał Pazdan pauzował za czerwoną kartkę, a Inaki Astiz wrócił na ławkę rezerwowych. Ricardo Sa Pinto postanowił też chyba już na stałe dokonać roszady w bramce. Arkadiusz Malarz siedział na ławce w spotkaniu z Cracovią, usiadł na ławie i tym razem. Między słupkami stanął Radosław Cierzniak. I po raz drugi zachował czyste konto, choć szczerze mówiąc nie miał zbyt wiele okazji, żeby się spocić. Podobnie Matusz Putnnocky. Słowak trochę musiał połapać piłek na początku spotkania. Później wielkie nudy. Skończyłby pewnie mecz z zerowym bilansem strat, gdyby nie świetne podanie Sebastiana Szymańskiego i przytomnie wykończenie Dominika Nagy'a. Po akcji tego duetu Legia objęła prowadzenie. A potem... Hmm, nic. No ewentualnie sytuacja Amarala. Zmarnowana. W końcówce legioniści zaczęli opadać z sił. Lech jednak i tego nie potrafił wykorzystać. Wygrana mistrzów Polski sprawia, że świetna Wisła ma tylko trzy punkty przewagi nad fatalną Legią. Krzysztof Oliwa Legia Warszawa - Lech Poznań 1-0 (1-0) Bramka: 1-0 Dominik Nagy (31.). Żółte kartki - Legia Warszawa: Carlitos, Artur Jędrzejczyk, Andre Martins. Lech Poznań: Vernon De Marco. Sędzia: Daniel Stefański (Bydgoszcz). Widzów: 26 264. Legia Warszawa: Radosław Cierzniak - Paweł Stolarski, Mateusz Wieteska, Artur Jędrzejczyk, Adam Hlouszek - Michał Kucharczyk, Domagoj Antolić (90. Andre Martins), Cafu, Sebastian Szymański (74. Miroslav Radović), Dominik Nagy - Carlitos (72. Jose Kante). Lech Poznań: Matusz Putnocky - Tomasz Cywka, Rafał Janicki, Thomas Rogne (78. Dimitrios Goutas), Vernon De Marco - Joao Amaral, Łukasz Trałka (63. Maciej Gajos), Darko Jevtić (63. Paweł Tomczyk), Pedro Tiba, Kamil Jóźwiak - Christian Gytkjaer. <a href="https://wyniki.interia.pl/rozgrywki-L-polska-ekstraklasa,cid,3,sort,I" target="_blank">Ekstraklasa: wyniki, tabela, terminarz, strzelcy</a> <a href="https://eurosport.interia.pl/pilka-nozna/ekstraklasa/ranking?sId=113&gwId=61595&posId=&sort=0" target="_blank">Ranking Ekstraklasy - sprawdź!</a>