Liga Europy: wyniki, tabela, terminarz, strzelcy Można przegrać, można odpaść w rywalizacji o miliony euro, można być pokonanym przez klub stojący w ostatnich latach wyżej w hierarchii europejskiej piłki, ale nie w ten sposób. Legia była w czwartek wieczorem bezradna. Błędy popełniali piłkarze, trener, a może przede wszystkim właściciel klubu. Wyjściowa jedenastka w meczu z Karabachem składała się w przeważającej mierze z nowych piłkarzy, ściągniętych do Warszawy w tym okienku transferowym. Od pierwszej minuty zagrali: Artur Boruc, Filip Mladenović, Josip Juranović, Joel Valencia, Bartosz Kapustka, Rafael Lopes. Drużynę prowadził trener Czesław Michniewicz, który niespełna dwa tygodnie temu zmienił Aleksandara Vukovicia. Czy ktoś z tych "nowych twarzy" dał coś Legii w najważniejszym meczu tej części sezonu? Poza Borucem absolutnie nikt. Już pierwsze minuty nie dawały Legii nadziei na dobry wynik. Goście panowali na boisku, prezentowali wyższą kulturę piłkarską, atakowali, głównie skrzydłami. Nie minęło 25 minut spotkania, a Boruc musiał obronić pięć strzałów rywali. W pierwszej połowie aż siedem. Nie wyglądało to na kanonadę, ale były reprezentant kraju musiał zachowywać czujność, zwłaszcza, że obrońcy mistrzów Polski popełniali błąd za błędem. Legia przebudziła się pół godziny po pierwszym gwizdku. Akcja rozegrana po rzucie rożnym w 30. minucie była najładniejszą w wykonaniu stołecznych piłkarzy w tym sezonie. Zgrabny zwód Bartosza Kapustki, wycofanie piłki do Joela Valencii, który oddał natychmiastowy strzał. Bramkarz Karabachu wykazał się jednak nie lada refleksem. Obronił to zaskakujące i precyzyjne uderzenie. Niektórzy piłkarze Legii złapali się za głowę, nie mogąc uwierzyć, że się nie udało. To jedyny moment spotkania, gdy można było spodziewać się, że jednak mistrzowie Polski mają szansę na przejście rywala z Azerbejdżanu. Ale w drugiej połowie z każdą minutą było coraz gorzej. W 20 minut - od 52. do 71. minuty - Karabach zabawił się z Legią, obnażył jej wszystkie słabości i posłał na deski. Żal było na to patrzeć. Azerowie bezlitośnie wykorzystywali każdy błąd gospodarzy - a to Artura Jędrzejczyka, a to bocznych obrońców Mladenovicia i Juranovicia. Druga bramka, gdy Abdellah Zoubir bardzo aktywny już w pierwszej połowie ograł defensywę Legii, a w końcu bramkarza stołecznej drużyny, wyglądała jakby mistrzowie Polski kompletnie się poddali. Zespół Czesława Michniewicza nie stawiał oporu nawet po tej bramce. Chwilę później w podobny sposób zabawił się z legionistami Filip Ozobić. Statystyki były bezlitosne. Piłkarze Legii oddali w tym meczu siedem strzałów, w tym tylko trzy celne, a goście - 16, w tym 13 celnych. Trudno pisać o rywalizacji. To była gra do jednej bramki. Nie odpowiedzieli żadną dobrą akcją. Jeżeli próbowali, świetnie spisywał się bramkarz Karabachu. Legia straciła 2,62 mln euro. Za grę w tej fazie eliminacji Ligi Europy dostanie 300 tys., ale w przypadku awansu zarobiłaby 2,92 mln euro. Ale nie ma co ukrywać, że straciła coś więcej niż pieniądze - reputację na dobrych kilka tygodni, a może miesięcy. Olgierd Kwiatkowski z Warszawy Legia - Karabach Agdam 0-3 (0-0) Bramki: 0-1 (51. Andrade), 0-2 (62. Zoubir), 0-3 (71. Ozobić). Legia: Artur Boruc - Josip Juranović, Igor Lewczuk, Artur Jędrzejczyk, Filip Mladenović - Rafael Lopes (56. Paweł Wszołeki), Bartosz Slisz, Domagoj Antolić (64. Luquinhas), Joel Valencia - Bartosz Kapustka (66. Michał Karbownik), Tomas Pekhart. Karabach: Shakhrudin Magomedaliyew - Maksim Medvedev, Baddavi Husseynov, Medina Renteira, Abbas Husseynov - Filip Ozobić (75. Jaime Romero), Gara Gayev, Patrick Andrade, Uros Matić, Abdellah Zoubir (64. Mahir Emreli) - Kwabwena Owusu (84. Elvir Cafarquillev). Żółte kartki: Slisz, Lewczuk - Legia; Zoubir - Karabach. Sędziował: Tobias Steiler (Niemcy) Mecz bez udziału publiczności.