To była krótka konferencja prasowa. Szkoleniowiec mistrzów Polski pojawił się na niej kilka minut po meczu. Widać było, że chce szybko ją zakończyć. Zaczął słowami, jakich można się było spodziewać. - To nie jest miły czas. Przegraliśmy bardzo ważny mecz - powiedział. Docenił klasę rywala. Nie ukrywał rozczarowania. - Zakładałem, że uda się nam awansować do Ligi Europy - dodał. Skąd taki wynik? Dlaczego Legia zagrała tak słabo? Czemu takie decyzje taktyczne? W wyjściowym składzie Pawła Wszołka i Luquinhasa, dwóch piłkarzy, którzy w tym roku, gdy tylko byli zdrowi grali zawsze w jedenastce. - Wynikało to ze sposobu gry rywala. Analizowaliśmy mecze Karabachu. Widzieliśmy jak budują akcję, skąd może pojawić się zagrożenie. To się potwierdziło. Jeżeli mieli swobodę w środku, to robił się problem. Chcieliśmy grać przez środek pola, dlatego też wystawiliśmy dwójkę napastników, żeby atakować po odbiorze piłki i zostawić więcej miejsca Mladenoviciowi Juranoviciowi. Nie chcieliśmy grać na osamotnionego Pekharta, przewidywaliśmy, że będą go kryli. Wszołek miał wejść później - tłumaczył Michniewicz. Teraz przed Legią trudny moment. Zespół przegrał najważniejszy mecz tej części sezonu. Być może kilku piłkarzy będzie musiało odejść, by zrównoważyć budżet. - Nic o tym nie wiem, nie myślałem o tym i nie rozmawiałem o tym z zawodnikami. Sytuacja jest dynamiczna. Skupiałem się na innych sprawach. Pracowaliśmy nad taktyką, podniesieniem umiejętności zawodników, nad mentalnością. Zawodnicy mają kontrakty z Legią. Nie wiem o żadnych planach piłkarzy - mówił Michniewicz. W niedzielę Legia wraca do ligowej rzeczywistości. Gra z Wartą Poznań. - Zmiany na pewno będą. Wynik jest fatalny, lecz wielu zawodników włożyło w ten mecz wiele wysiłku. Będziemy się nad tym zastanawiać w piątek - zakończył trener Legii. ok z Warszawy Liga Europy - wyniki 4. rundy eliminacji